Koncert, koncert i po koncercie. Aż trudno mi uwierzyć, że dzień na który czekałam parę dobrych lat, mam już za sobą. Dobrze pamiętam jak jeszcze jako mała dziewczynka, słuchając całymi dniami Vivy czy Mtv, byłam zauroczona wyglądem i tańcem Beyonce w teledysku Crazy In Love. Miałam wtedy tylko 7 lat, lecz dobrze pamiętam szał związany z tym wielkim hitem. Tsunade trochę dorosła, zmieniła upodobania i kanały muzyczne, ale fascynacja do Beyonce została. Jako, że po drodze zaczęłam interesować się śpiewem, teraz najbardziej cenię ją za jej fenomenalny wokal, uważany przeze mnie za jeden z najlepszych na świecie oraz za to, że jest świetnym przykładem, aby pokazać, co kiedyś znaczyła muzyka pop.
O 23.15 na Stadionie Narodowym zapadła ciemność, wszyscy powstali wykrzykując imię artystki. Usłyszeliśmy kilka uderzeń w bęben i na wielkim telebimie rozpoczął się filmik z gwiazdą ucharakteryzowaną na królową śniegu, z I Been on w tle. Jednak po chwili słyszeliśmy już początek do Run The World z mocnym gitarowym riffem, a na scenie zaczęły wchodzić tancerki. W mgnieniu oka na środku sceny stała już sama Beyonce wołając do publiczności Warsaw, czym fani odwzajemnili się głośnym krzykiem. B zaczęła tańczyć znaną choreografie i zachęcała do wspólnej zabawy. Dobry kawałek na sam początek koncertu, bo doskonale rozruszał publikę, mino iż większość była w kurtkach. Następnym utworem był End Of Time, tak jak przewidziałam w wersji Jimk'a. Tancerze dawali z siebie wszystko już na początku koncertu. Po tym energetycznym utworze, nadszedł czas aby zaśpiewać Flaw & All, co mnie bardzo ucieszyło, bo to jedna z moich ulubionych piosenek. Gwiazda wyznała, że wiele znaczy dla niej to kompozycja, bo tekst opisuje stosunek jej fanów do niej i z tym się trzeba zgodzić. Dziwiło mnie to, że większa część mojej trybuny sobie po prostu...usiadła. Ja jednak uradowana wyborem piosenki, kołysałam się i śpiewałam wniebogłosy. Po krótkim przerywniku, Beyonce pojawiła się w czarnym, błyszczącym body i wykonała If I Were A Boy w lekko odmienionej wersji, powiedziałabym, że rockowej. Może to z powodu, że nie przepadam za tą piosenką w oryginale, to wykonanie mnie nie zachwyciło. Beyonce brzmiała tak jakby nie słyszała się z muzyką. Przed kolejnymi utworami, Queen B postanowiła jeszcze bardziej zachęcić fanów do zabawy. Poprosiła abyśmy wiwatowali Hey! Mrs Carter oraz klaskali w rytm muzyki . Na stadionie rozbrzmiewały wtedy Get Me Bodied, Baby Boy i Diva. Po solówce tanecznej chłopców z Les Twins, przebrana już Beyonce z tancerkami trzymającymi wielkie pióropusze z rękach, wykonały chyba najbardziej chilloutowy kawałek z jej twórczości czyli Party. Po zakończeniu na wielkim telebimie zobaczyliśmy trailer promujący tą trasę koncertową i nastąpił, moim zdaniem, najbardziej szałowy występ tego wieczoru, Freakum Dress. Z tego miejsca bardzo chciałabym przeprosić panią siedzącą/stojącą po mojej prawej stronie, którą co chwilę szturchałam delikatnie łokciem oraz za to, że czasem mogłam nakrzyczeć jej do ucha. Przepraszam, to niechcący, ja po prostu muszę się "wyżyć" na koncertach. Do tego gitarzystka z Suga Mama wykonała niezłą solówkę, która dodała trochę rockowej atmosfery na stadionie. Jej zespół wspaniale gra na żywo, co jest jednym z powodów, które wyróżniają Beyonce na tle innych wokalistek pop. Tempo się trochę zwolniło, zrobiło się bardziej nastrojowo i gwiazda zaśpiewała dwie ballady ze swojej ostatniej płyty 4, I Care i I Miss You, przy czym dała piękny pokaz wokalnych możliwości. Mimo sympatii do tych utworów, żałuję, że jedna z nich nie została zastąpiona Rather I Die. Po kolejnym przerywniku filmowym , zrobiło się naprawdę gorąco. Dopiero przy Why Don't You Love Me poczułam, że bawi się cały Stadion Narodowy i chyba tak było. Po tym utworze znów czarowali Les Twins. Przed kolejnym utworem na scenie zaprezentowała się pianistka z jej zespołu wykonując imponujące intro, po czym na scenie pojawiła się Beyonce w błyszczącym, niebieskim kombinezonie, usiadła na fortepianie i mistrzowsko wykonała 1+1. Irreplaceable to piosenka, w której duży udział biorą fani i tak też było u nas. Naprawdę wspaniałe uczucie, kiedy cały stadion powtarzał za Beyonce To The Left. Do kolejnej piosenki, Love On Top, gwiazda zachęcała abyśmy wyśpiewali rytm. Na chwilę Queen B znikła ze sceny, a na ekranie ukazał się teledysk do Countdown. Podczas tytułowego końcowego odliczania, byłam przekonana, że zaraz usłyszę pierwsze wersy tej piosenki, ale spotkało mnie miłe zaskoczenie, bo rozpoczęło się Crazy In Love. To już klasyk i chyba każdy, nawet zmuszony towarzysz znał ten utwór. Następny był kolejny hit Single Ladies, przy którym szalała cała widownia. Znów czekał nas krótki przerywnik w którym leciał wszystkim znany beat z reklamy Pepsi. Tak, tak to Grown Woman. Jest to genialny, lekki, kawałek na nadchodzące lato. Beyonce wraz z tancerzami dawali z siebie 200 procent i dało się zauważyć, że świetnie się przy tym bawią. Na koniec na publiczność w pierwszych rzędach spadło złote konfetti. Po minutowej przerwie, w której fani zaczęli pompować niebieski baloniki dla naszej Queen B, artystka wystąpiła po raz ostatni. Najpierw zaśpiewała I Will Always You w oryginale śpiewaną przez Dolly Parton. Ostatnią piosenką było wzruszające Halo. Myślę, że gwiazda była ucieszona z naszej niespodzianki, ponieważ dziękowała nam oraz zeszła ze sceny dając się dotknąć fanom oraz zabierając ze sobą jeden z baloników. Potem, Beyonce jeszcze raz podziękowała nam za wspólnie spędzony wieczór, obiecując, że jeszcze do nas wróci, a prezentując zespoły taneczne, które uczestniczyły w czasie koncertu w tle leciało moje ukochane Greenlight. Wow, nie spodziewałam się ! Zaraz po pożegnaniu się, Beyonce przysłoniła metalowa kurtyna i tak zakończył się pierwszy w Polsce koncert Pani Carter.
Po tym wszystkim nie muszę chyba mówić, że koncert należy do udanych. Było to niesamowite widowisko, które na długo zostanie w mojej pamięci. Spełniły się moje marzenia. Beyonce jest perfekcjonistką, jak dla mnie żeńską wersją Michael'a Jacksona. Dodatkowo duże plusy za: wybór genialnych kompozycji, efekty świetlne, tancerzy oraz fanów, który pamiętali o niespodziance dla artystki. Jeśli są jakieś minus tego koncertu (choć niewielkie), to nie dotyczą one samej Beyonce. Wszystkie zażalenia kieruje do OWF. Za zamieszania z zakupem biletów oraz ich ceną. Zapewne większość fanów była zawiedziona sceną. Jak na ironie, gwiazda występowała na najmniejszej (chyba) scenie, a na największym obiekcie, jeśli chodzi o europejską część trasy. No cóż... Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby koncert nie był zorganizowany w ramach festiwalu. Mimo tego, jestem szczęśliwa i absolutnie nie żałuję, że tam byłam. No i trzymam za słowo B, że jeszcze do nas powróci.