To, że w chłodnych, skandynawskich krajach krajach rodzą się niezwykle utalentowani artyści, chyba każdy wie. Może nie odnoszą znaczących sukcesów komercyjnych, jednak mają o wiele ciekawsze brzmienie do zaoferowania niż wielce popularni zachodni artyści.Jedną z tej elity, jest duńska wokalistka, która moim zdaniem zasługuje na większą uwagę szerszej publiczności. Poznajcie Oh Land i jej Faune.
Fauna to pierwszy pełny album artystki, która doskonale łączy niezależny pop z elektronicznymi wstawkami. Czasem można usłyszeć inspiracje muzyką klasyczną, którą jak sama Nanny Fabricius, bo tak brzmi jej prawdziwe imię i nazwisko, słuchała w młodości. Pierwszą propozycją na płycie jest Numb. Moim zdaniem był to dobry wybór na początek, ponieważ kawałek pokazuje, że w twórczości Oh Land jest wiele dynamiki, wariacji muzycznych, "zwrotów akcji" czy też chórków. Numb rozpoczyna się całkiem spokojnie po czym dostaje "kopa" i otrzymujemy typowe brzmienie muzyki tej Pani. Ciekawe też jest zakończenie, ponieważ po rosnącym napięciu, kompozycja niespodziewanie kończy się, a oczekujemy jakiegoś punktu kulminacyjnego. Jedna z najbardziej emocjonalnych propozycji na albumie to Frostbite wykonany wraz z Clausem Hemplerem. W tym utworze urzeka dosłownie wszystko. Niebanalny tekst, poruszająca i nieco tajemnicza melodia i połączenie delikatnego kobiecego głosu z głębokim basem, tworzy niezwykły i jedyny taki klimat na płycie.Jeden z trzech moich faworytów. Piosenką promującą album jest Heavy Eyes. Jak to bywa z materiałem promującym, może i propozycja ciekawa i szybko wpadająca w ucho, jednak niknie przy innych utworach na płycie.Chciałabym się zatrzymać przy Koo Koo w którym od razu słychać inspiracje naturą. Kompozycje trzeba traktować trochę z przymrużeniem oka, jednak nie można mu odmówić niezwykłej teatralności. Kolejnym moim cukiereczkiem jest I Found You. Z początku trochę pretensjonalny i tajemniczy , po czym magiczny refren, świetne chórki w tle i ciekawy fortepian, nie wiem czemu, ale kojarzący mi się w kabaretem. Przy I Found You można się rozmarzyć. Następnie mamy piękną balladę Release Me, która jest na pewno ulubioną kompozycją fanatyków głosu Oh Land, czyli w tym mnie. Wykonana przy akompaniamencie pianina wzruszająca, w podniosłym tonie,kompozycja świetnie współpracuje z śpiewem wokalistki i znów ciekawym chórkiem. Po wyciszeniu, czas przyśpieszyć tempo szybkim Namazu.Dla mnie szczególną uwagę przykuł tekst w którym piosenkarka nazywa siebie Japońskim demonem katastrof. W melodii mamy wiele płynnych zmian tempa, co powoduje, że utwór staje się ciekawszy, jak i Nanny najlepiej ukazuje swoje zdolności wokalne. Może to właśnie Namazu ma coś wspólnego z intrygującą okładką albumu.
Fauna jest wydawnictwem pełnym ciekawych kompozycji składających się w jedną całość. Można zarzucić, że niektóre brzmią podobnie, jednak jak dla mnie, każda płyta musi mieć charakterystyczny i indywidualny klimat. Dużym plusem są też dojrzałe i przemyślane teksty.Wielu artystów mogłoby pozazdrościć takiego debiutu. Oczywiście można zapomnieć o tak samo dobrej (a może nawet i lepszej) drugiej płycie zatytułowanej po prostu Oh Land, ale o niej może kiedy indziej. Dla wszystkich fanów skandynawskiego indie i fanatyków elektro-popu gorąco polecam Oh Land.
Tracklista:
1.Numb
2.Still Here
3.Frostbite
4.Heavy Eyes
5.Postbite The Bad
6.Koo Koo
7.Audition Day
8.I Found You
9.Release Me
10. Namazu
11.Alive/Awake
12.Deep Sea
Moje Faworyty :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz