sobota, 11 października 2014

Recenzja Kasabian- 48:13


Ponad trzy lata zajęło Brytyjskiej grupie Kasabian poszerzenie swojej dyskografii. 6 czerwca 2014 roku światło dzienne ujrzał piąty pełny album zatytułowany 48:13. Dzięki poprzednim albumom, porzeczka była wysoka, aby udowodnić, że kapela od 10 lat trzyma dobry poziom rocka. Czy się udało ? Zdania są podzielone. Ja w swojej ocenie również nie mogę objąć tylko jednej ze stron, ale jednego jestem pewna. Nie żałuję, że ta płyta znajduje się w mojej bibliotece.




W trzech określeniach można ująć najważniejsze punkty tego wydawnictwa. Minimalizm, szaleństwo i obecność elektroniki. Pierwsze z pojęć szczególnie zauważalne jest w aspektach wizualnych (okładka, teledyski). Przyznam się, że z grymasem przyjęłam fakt, że płyta będzie mieszanką rocka i elektro. Przeszłość pokazała, że nie zawsze taki pomysł gwarantuje sukces, a nawet odwrotny skutek (patrz: Linkin Park), ale próbowałam się nie zniechęcać. 
 Album otwiera intro Shiva, które dobrze potęguje napięcie związane z muzyczną ucztą do której właśnie wkraczamy. Bumblebeee wprowadza Nas w stan ekstazy, o której wspominane jest w piosence. Jest to chyba najszybszy i najbardziej zwariowany utwór jaki kiedykolwiek skomponowali panowie z Kasabian. Mimo, że jest to typowo rockowy kawałek, a elekronika to tylko drobna wstawka, nie jest to moja ulubiona propozycja i trochę żałuję, że jest on drugim singiel promującym. Inaczej zupełnie postrzegam pierwszy singiel. Eez-eh. Kawałek jest zabawny i w tanecznym klimacie, i to on mnie zachęcił do tego, aby sprawdzić na jakie pomysły wpadli panowie tworząc 48:13. Szczególnie zwróciłam uwagę na tekst, który ma zupełnie inny wydźwięk niż całokształt. Trzecim singlem, który zostanie wydany 10 listopada będzie Stevie. Osobiście uważam, że jest to jeden z lepszych, ale nie najlepszych kawałków, jednakże udowadnia, że nie samą zabawą żyje ten album.
  W utworach Treat, Glass i Explodes panuje pewna doza tajemniczości i króluje w nich elektro. Pierwsza w nich przypomina mi piosenkę tematyczną do jakiegoś filmu o gangsterach w którym pełno zwrotów akcji, ponurości i intrygi. Kompozycja jest podzielona na dwie części, w jednej słyszymy cały zespół, w drugiej jesteśmy słuchaczami ponad 3-minutowej elektronicznej solówki. Następna pozycja jest dość podobna do swojego poprzednika, jednak tutaj pod koniec utworu występuje rap w wykonaniu Suli'ego Breaksa. Mimo, iż początkowo ten zabieg w ogólne mi się nie kleił ze sobą (że niby kasabian+ rap ??), po połączeniu przesłania piosenki z osobą Breaksa, ta kompozycja jest pewnego rodzaju apelem, więc większą uwagę poświęciłam jej podczas słuchania płyty i szczególnie ją doceniam. Z kolei w Explodes elektronikę  uważam za genialnie wyważoną i doskonale użytą.  Sam utwór jest jednym z moich ulubionych na płycie, pod względem ponurej melodii, jak i despesyjnego tekstu. 
 Zupełnym przeciwieństwem są utwory Doomsday i Clouds, które zachęcają do tańca, są żywiołowe i zwariowane. Druga z nich to kolejna moja ulubiona kompozycja. Uwielbiam ten wybuchowy refren, gdzie gitary świetnie współgrają z elektroniką, a tekst z melodią idealnie się odzwierciedlają. Naprawdę musi to nieźle brzmieć na żywo i wielka szkoda, że nie było nam to dane usłyszeć na OWF. Piosenka Bow przypomina mi  klimaty z ich debiutanckiej płyty, szczególnie U Boat  czy Running Battle. Ciekawostką jest, że 10 listopada Bow zostanie wydany jako singiel. Niestety, tylko we Włoszech. Mortis i Levitation to coś, co nazywam zapychaczem albumów. Pomimo tego, że brzmią one bardzo dobrze, właśnie taką pełnią role. No i na końcu mamy wisienkę na torcie zatytułowaną S.P.S. Wspaniała country-rockowa ballada, bez grama komputerowych dźwięków, przypomina kompozycje z West Ryder Pauper Lunatic Asylum. Jest idealnym zwieńczeniem tego wydawnictwa. 



Nie miałam jakichkolwiek wyobrażeń co do tego albumu, więc przyjęłam ją z czystą kartą, która już to pierwszym przesłuchaniu stała jest jaskrawo różowa. Nie powiem, że jest to moja ulubiona płyta tego zespołu, bo w moim osobistym rankingu nadal góruje WRPLA, jednak przekonać mnie to elektroniki jest niezwykle ciężko, a muzykom z Kasabian się to udało. Jeszcze przez kilka miesięcy będę ją odtwarzać masowo, a kilka kompozycji np. S.P.S, Clouds czy Explodes  na pewno zaliczę to tych The Best Of. Więc nie pozostaje mi nic innego jak polecić Wam ten album, bez znaczenie czy jesteście fani czy nie. 




Inne posty