piątek, 28 listopada 2014

SLASH JUŻ TU JEST / SLASH DZIŚ TU BYŁ. Relacja z koncertu Slash featuring Myles Kennedy And The Conspirators 20.11.2014.


...Kilka minut po godzinie 18.30. Wzrokiem poszukuję wielkiego nowoczesnego obiektu. Budynku nie widzę ale zza drzew ujawnia się napis Slash już tu jest. Podekscytowana wiem, że już za niedługo spełni się jedno z moim największych marzeń...
-No dobra, brzmi to trochę jak jakaś bajka, ale prawda jest taka, że każdy koncert jest dla mnie bardziej jak sen, niż coś dziejącego się naprawdę.



Drugi koncert Slasha w towarzystwie Mylesa Kennedy i The Conspirators w Polsce odbył się Krakowie, na nowym obiekcie Kraków Arena. Mimo "półkilometrowego" sznuru ludzi  przed wejściem, kolejka poruszała się całkiem sprawnie. Dzięki dużej dostępności nie było róznież kolejek do toalet i barów. Jedyne niedogodności można było spotkać przy sklepiku z gadżetami i do szatni. Głównej hali tez nie mam nic do zarzucenia, jest pojemna i nowoczesna, dlatego też chciałabym, aby kolejne koncerty największych gwiazd przyjeżdżających na południe Polski odbywały się właśnie w tym miejscu. O godzinie 20.00, kiedy hala była połowicznie zapełniona rozpoczął się występ supportu Monster Truck. Pomimo ostrego, rockowego grania, wpasującego się w klimaty Slasha, publiczności raczej nie udało się im porwać. Z entuzjazmem bawiły się  tylko pierwsze rzędy Golden Circle. Większość raczej z niecierpliwością czekała, aby usłyszeć legendarnego gitarzystę i jego świtę. Ja, z tego 35-minutowego przyjemnego setu zapamiętałam jedynie utwór  Don't tell me how to live . O  równej godzinie 21.00 przygasły światła, kurtyna opadła odsłaniając nazwę i logo zespołu a z głośników można było usłyszeć pierwsze dźwięki You're a lie. Moim zdaniem idealny kawałek na rozpoczęcie koncertu, ponieważ od samego początku fanów ogarnia rockowy szał. Już od pierwszej piosenki zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy, która potwierdziła się przez resztę koncertu.  Band jak i wokalista brzmią tak samo, a może nawet i lepiej niż na płytach studyjnych. Kolejny kawałek, Nightrain, był na pewno dobrze znany wielbicielom grupy Gun'n' Roses. Czytając opinie uczestników koncertu na forach, spierają się co do tego czy utworów z repertuaru Gunsów było za mało czy za dużo. W sumie zespół wykonał 7 najbardziej popularnych kompozycji:  You Could Be Mine, Rocket Queen, Out Ta Get Me, Sweet Child Of Mine, Mr Brownstone, Paradise City oraz wspomniane wcześniej Nightrain. Niektórym osobom nie podobało się, że  przychodząc na koncert Slash  feat.Myles Kennedy and The Conspirators, prawie  1/2 setlisty pochodzi od G'n'R. Jednak chcąc, nie chcą Slash ( bo przecież to, że względu na niego pojawiliśmy się na koncercie) do końca swojej kariery będzie kojarzony jako były członek Gun'n' Roses.  Z jego strony jest to dobre rozwiązanie, że nie odbiera fanom przyjemność słuchania utworów, przez które pokochaliśmy muzyka, dlatego według mnie ilość tych utworów była odpowiednia. Dopiero po drugim utworze Myles powitał polskich fanów, zapowiedział niezapomiane show i podziękował (oczywiście  po polsku) za przybycie. Dalej mogliśmy usłyszeć mocne brzmienie Halo oraz kompozycje Avalon,Automatic Overdrive i 30 Years To Life z najnowszej płyty World On Fire. Pomimo, iż płyta została wydana we wrześniu, publiczności albo nie znała nowy numerów albo nie była do nich  przyzwyczajona, bo szaleństwo wśród widowni w tych momentach malało. Pomiędzy premierowymi utworami Slash i reszta grupy wykonali  balladę Back to Cali, przy której płyta oraz trybuny ujednoliciły się w wielką flagę Polski. Sądzę, że tegoroczna akcja była o wiele lepsza niż poprzednia, ponieważ pozwoliła  połączyć wspólnie wszystkich fanów, a efekt był piorunujący. Muzycy, a najbardziej Myles byli zadowoleni z niespodzianki. Kolejną kompozycją starej daty była You Could Be Mine. Mimo, że uwielbiam głos wokalisty, ta piosenka go przerosła. Przez następne dwie piosenki Doctor Alibi i Out Ta Get Me, rolę wokalisty pełnił basista Todd Kerns. Miła była to odmiana szczególnie, że wokale obydwóch panów są znacznie kontrastowe. Kennedy czaruje ciepłym, niskim śpiewem, a Todd posiada krzykliwą i nieokrzesaną barwę głosu. Po  Too Far Gone i Beneath The Savage Sun, zespół odwdzięczył się polskim fanom  za niespodziankę w postaci zagrania niewykonanego jeszcze w trakcie tej trasy  Rocket Queen. Chyba niewiele z uczestników spodziewała się usłyszeć ten epicki utwór na żywo. W jej trakcie Slash wykonał kilkuminutową solówkę, która utwierdziła Nas z jakim gigantem muzyki rockowej mamy do czynienia. Kolejna ballada Bent To Fly, pozwoliła pokołysać się w nastrojowym klimacie. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłam parę zapalniczek w górze. Oczywistością jest, że koncert nie mógł odbyć się bez dwóch czołowych kompozycji World On Fire  i Anastasia, które znała prawie każda osoba na sali. Jednakże punktem kulminacyjnym było Sweet Child Of Mine. Przez ten krótki moment można było sobie wyobrazić, że jest się na koncercie Gun 'n' Roses z czasów ich największej świetności. Cała sala śpiewała i tańczyła w rytm legendarnego przeboju. Przedostatnią piosenką tego wieczoru było Slither z repertuaru Velvet Revolver . Po krótkiej przerwie Slash, Myles, Todd, Frank i Brent powrócili na finał koncertu, aby wykonać Paradise City. Publika bawiła się do ostatniej sekundy utworu, śpiewała i szalała jak najmocniej aby wykorzystać ostatnie chwile, po czym spadł na widownię gęsty deszcz confetti. Kennedy wielokrotnie dziękował za przybycie, a Slash po raz pierwszy i ostatni zwrócił się do fanów z okrzykiem Thank you Polska. Muzycy zeszli ze sceny i zapanowała wszechobecna ciemność. Wyjeżdżając z Areny Kraków pożegnał mnie napis Slash dziś tu był.   

Myślę, że słowa są tu zbędne aby wyrazić wrażenia po tym widowisku. Bo przecież słowa takie jak świetny, genialny,  mistrzostwo nie oddadzą w pełni tego jaki był ten koncert. Ci, którzy byli 20 listopada w Arenie Kraków wiedzą, a  tych których zabrakło niech żałują. Na pewno to wydarzenie zostanie na długo w mojej pamięci i trzymam za słowo Mylesa, że niebawem znowu się spotkamy. 

Inne posty