sobota, 23 listopada 2013

Kto zna Rodriguez'a ?

Zazwyczaj filmy biograficzne  tworzone są o postaciach, których nazwiska nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeśli chodzi o muzyków są to osobistości, które wywarły ogromny wpływ na muzykę oraz stali się inspiracją dla późniejszych artystów. W tym przypadku jest zupełnie odwrotnie. W filmie Sugar Man została ukazana historia Sixto Rodriguez'a, który właśnie tego wielkiego sukcesu nie osiągnął. W artyście pokładano wielkie nadzieje, miał stać się legendarną gwiazdą, jednak jego płyty okazały się klęską, a jedynym miejscem, gdzie Rodriguez zdobył uznanie było RPA. Co dziwne, przez dłuższy czas muzyk był uznawany za zmarłego, choć na dzień dzisiejszy Sixto ma się dobrze. Nie chcę wnikać czy w dokumencie niektóre z sytuacji były naciągane czy też nie. Skupiłam się bardziej na samym Rodriguez'ie i jego muzyce. Muzyka może nie dla wszystkich, ale wszyscy powinny jej posłuchać. Prawdziwe, od serca napisane teksty oraz niebanalne, surowe kompozycje powodują, iż zaczynam się zastanawiać, jakim cudem ludzie w latach 60' nie byli zainteresowani twórczością Amerykanina. Trudno też mi się zdecydować, która z nich najbardziej mnie przekonuje. Wszyscy porównują go do Boba Dylana. Ja tylko dodam, że wielbicielom Donovana czy Jose Feliciano też może przypaść do gustu... Aha, i w razie nudnego weekendowego wieczoru obejrzyjcie Sugar Man.       





wtorek, 24 września 2013

Jrockowy Hołd Dla Nevermind


Dziś mija 22. lata od wydania płyty, która zapisała się do historii muzyki grunge, jak i szeroko pojętego rock'a. Szał związany z Nevermind i Nirvaną rozpoczął rozkwit gatunku Grunge, a sama płyta wylądowała na 1. miejscu listy Billboard. Nawet dziś, większość ludzi młodego pokolenia kojarzy kontrowersyjną okładkę oraz autorów krążka. I można by rzec jak na ironię, bo przecież sukces płyty był zupełnym przeciwieństwem do koncepcji zespołu, który za wszelką cenę chciał  pozostać understream'owy. 12-ście zespołów japońskiej sceny muzycznej. Jedni mniej znani, drudzy więcej, postanowiło stworzyć covery z tego kultowego albumu i wydać ją w 17-stą rocznice śmierci Kurta Cobaina.    


 Pierwszy tak jak na oryginale jest największy przebój Nirvany Smell Like Teen Spirit w wykonaniu popularnej wśród fanów jrock'a grupy One Ok Rock. I niestety, jak na zespół, którego muzykę bardzo lubię i cenię, tak ich cover nie powala z nóg. Jest całkiem zbliżony do pierwowzoru, muzycy wykonali dobrą robotę, jednak mam zastrzeżenia co do głosu Taki. Po prostu mam wrażenie, że zaśpiewał to tak, jak zaśpiewać był absolutnie nie powinien. Wokal  jest zbyt zmanierowany, bez żadnych emocji, trochę wyjęczany. Szkoda. bo po takim zespole jak One Ok Rock oczekiwałam czegoś lepszego. Następną piosenkę, poznajemy po pierwszych dźwiękach, że jest to In Bloom. Wykonany przez artystę kryjącego się pod pseudonimem Low  IQ 01. Tutaj też muzyk nie chciał zbyt odbiegać od oryginału, choć zauważalne są pewne zmiany. Dźwięki we zwrotce brzmią nieco w stylu reggae, a refren jest o wiele szybszy. Kolejny utwór i słyszymy...no właśnie co ? Na początku przemawia jakiś rastaman i zaczynają się pierwsze dźwięki do ...Come As You Are. Początek piosenki jest utrzymany w reggae stylu i o dziwo nie mam nic temu przeciwko. W połowie utwór zmienia tempo i kawałek staję się bardziej rockowy. Połączyli dwa style w jednej piosence, zupełnie nie bazując na oryginale, wokal jest całkiem ciekawy, więc jak najbardziej zespół Back Drop Bomb zasługuje na pochwały. Kapeli 10-Feet przypadło stworzyć własną wersje kawałka Breed. Początkowo jest identyczna jak w wykonaniu Nirvany, jednak później tempo przyśpiesza wraz ze śpiewem oraz w rozbrzmiewają instrumenty dęte. Pod koniec kompozycja brzmi tak samo jak na początku. Następnie mamy Lithium. Jakbym nie znała specyfiki zespołu Man With The Mission, mogłabym się obrazić za to wykonanie. Jednak, iż wiem jak komponują Przybysze z innej planety, jest to dowód dla mnie, że potrafią przerobić każdy utwór na  swój własny, indywidualny sposób. Na próżno szukać podobieństwa do Lithium, którego znamy. Dużo jest tu elektroniki, głos Tanaki jest zmodulowany, brzmienie można powiedzieć, że wręcz popowe. Zaryzykowali, ale moim zdaniem się udało. Czas na piosenkę, którą uwielbiam, czyli Polly. Na Nirvana Tribute usłyszymy ją wykonywaną przez multiinstrumentalistę Ohashi'ego Yoshimori. Choć linia melodyczna nie została zmieniona, kompozycja jest w jazzowo-soulowym klimacie. Panuję w niej również ponury nastrój, rytmu nadaje delikatnie kontrabas w tle. Jak dla mnie jeden z trzech najlepszych coverów na tej płycie. Popularny 9mm Parabellum Ballet wykonał utwór Territorial Pissings. Uważam, że był  to idealny zespół  do nagrania tej piosenki, ponieważ  ma ona coś z pogranicza punku i rock'a .Instrumentalny cover do piosenki Drain You  wykonuje duet Pia-No-JeC. Mimo, iż usunięcie wokalu powoduje pewien niedosyt, to sama w sobie aranżacja zagrana w całości na klawiszach, zasługuje na brawa.  Four Minutes Till Midnight, zespół nie do końca  japoński, przerobił  kompozycje Lounge Act. Nie chcę powiedzieć, że zrobili to źle, zrobili go po swojemu. Dobrze, że przedłużyli go o ciekawe solówki, jednak gdzieś zniknął charakter tego utworu jak jest w oryginale. Kolej na Stay Away i powiem, że to co zrobili muzycy z The Novembers to majstersztyk. Kompozycja jest bardzo emocjonalna i zmusza do refleksji, panuje w niej przygnębiający i depresyjny klimat. Miodzio !  Wszystko brzmi bardzo indie-rockowo, a słuchając na myśl przychodziły mi do głowy porównania z The Blue Foundation czy Radiohead. Odważę się powiedzieć, że wersja  The Novembers bardziej mnie oczarowała niż w przypadku Nirvany. Od dziś muszę zagłębić się bardziej w twórczość  tego zespołu. Cover One The Plain zespołu Roach  też należy do najlepszych z tej płyty. Na początku słychać mocną perkusje i  ciężki bas. Kiedy przyłącza się wokal, muzyka delikatnie spuszcza z tonu, jednak później znowu kompozycja staje się cięższa. Kiedy wokalista wykrzykuje "...The black sheep got blackmailed again. Forgot to put on the zip code. I love myself better than you I know it's wrong so what should I do?.."  rozpoczyna się naprawdę deathcore'wa  jazda z growlem w tle. Something In The Way w wykonaniu Sim w pierwszych dźwiękach brzmi również ponuro i przytłaczająco, po czym następują ostre  gitary, a jeszcze później słyszymy rytm w stylu reggae, który utrzymuje się do połowy utworu.  W drugiej części zmienia się tempo i brzmienie staje się bardziej rockowe.  Mam małe zastrzeżenia co do wokalu. Jest on z miarę przystępny do pierwszego refrenu, potem jest on zmodulowany i nieco nosowy. Całość nie jest zła, fajnie, że w tak dużym stopniu rożni się od oryginału. Jednak jak na moją ulubioną kompozycje z Nevermind oczekiwałam czegoś lepszego. No i koniec mamy Endless Nameless. Niestety nie dane nam było poznać artystę pracującego nad tym kawałkiem. W tym pełnym chaosie utworze co chwile można usłyszeć tajemniczy głos, który mówi, krzyczy, jęczy, śmieje się a na koniec żegna się się szybkim Bye Bye i w taki sposób zamyka się album Nirvana Tribute.


Miło usłyszeć japońskich muzyków w takiej odsłonie. Krążek jest bardzo dobrze wykonanym ukłonem w stronę Nirvany. Wszystkie kompozycje trzymają poziom i dla mnie osobiście bardzo liczy się to, że u żadnego z wokalistów nie słychać Engrishu. Szczególną sympatia darzę covery Polly, Stay Away i On The Plain. Chyba staję się fanką takich projektów. Ciekawe by było usłyszeć chociażby i w takim składzie inny legendarny album. Na przykład Black Album ?? Oj działo by się, działo... 



niedziela, 1 września 2013

Czarująca Natsumi Kiyoura !

Przyznam, że należę do osób, które podczas oglądania Anime nieszczególnie zwracają uwagę  na openingi i endningi w nich zawarte. To prawda, że niektóre utwory przypadły mi do gustu, jednak większość jest zbyt chaotyczna  i w ogóle nie pasuje do danego tytułu. Do tego wąskiego grona dołącza piosenka z openingu Spice And Wolf, Tabi No Tochuu w wykonaniu Natsumi Kiyoura. To spokojna ballada w podniosłym tonie która od pierwszego przesłuchania zawładnęła moim sercem, umysłem i czymkolwiek się da i myślę, że nie jestem jedynym takim przypadkiem. Natsumi to 23-letnia aktorka i piosenkarka, zna przede wszystkim z  tego, iż już kilka tytułów Anime zostało ozdobionych  piosenkami z repertuaru wokalistki. Do oprócz wspomnianej powyżej serii, tworzyła np. do Sasameki Koto, Phi Brain czy Ristorante Paradiso. W lutym  2010 roku wydała swój solowy Album pod tytułem Juukuiro. Polecam też stronę B singla Tabi No Tochuu, piosenkę Yakusoku No Uta oraz trochę szybsza i radośniejsza Bokura No Aikotoba. Może dzięki niej znajdę więcej ciekawych artystek japońskich, bo muszę powiedzieć, że przez Kode Kumi czy  Ayumi Hamasaki trzymałam się od nich z daleka...





piątek, 16 sierpnia 2013

Supergrupa na dzisiejszy dzień...

Macie ochotę na świeżego rocka alternatywnego ? W takim razie musicie zagłębić się w twórczość zespołu The Dead Weather, który serwuje rock'a w prostej, ale jakże dobrej postaci. Jak to z supergrupami bywa, ich członkowie są bardziej popularni niż sama kapela, no bo chyba nie muszę nikomu, kto choć trochę gustuje w muzyce niezależnej, przedstawiać Pana Jack'a White'a z kultowego już zespołu The White Stripes. Do projektu zaprosił swojego kolegę Jack'a Lawrence'a  z zespołu The Raconteurs (jeśli nie znacie Steady, As She Goes musicie to szybko nadrobić :D ) Aby było barwniej jako druga wokalistka i gitarzystka dołączyła Alison Mosshart z duetu The Kills ( gorąco polecam Tape Song i Last Goodbye). Ostatni z członków to Dean Fertira z Queen Of The Stone Age, którego też raczej nie muszę przedstawiać (no, a gdyby ktoś nie wiedział to autor takich hitów  jak No One Know i Go With The Flow ). The Dead Wheather istnieje od 2009 roku , więc stosunkowo krótko, lecz na koncie posiada dwa pełne albumy, HoreHound z roku powstania i Sea Of Coward wydany rok później. Mnie osobiście pochłonęły utwory Treat Me Me Like Your Mother, Die By The Drop czy Blue Blood Blues. Ciekawy jest też kawałek Rolling In On A Burning Tire,    który ukazał się na soundtracku do jednej z części sagi Zmierzch. Zespół od jakiego czasu jest nieaktywny, jednak myślę, że ambicje członków wezmą górę i niedługo ukaże się coś pod tą nazwą. Mimo krótkiego stażu grupa wystąpiła już w Polsce na Open'erze. Ahh, chyba trzeba się tam wybrać za rok. Polecam szczególnie fanom powyższych grup i wszystkim innym...bez wyjątku!




wtorek, 30 lipca 2013

Rock'n Rollowe Be Your Own Pet


W wakacje najczęściej poszukuję muzyki, która pasuje na słoneczne letnie dni, jest prosta i  szybko wpadająca w ucho , a jednocześnie nie mdli, tak jak tegoroczne "hity"(?) wakacyjne. Jeśli macie ochotę na  energetycznego pop-rock'a z nutką punku, to Tsunade serwuje Wam dzisiaj amerykański zespół Be Your  Own Pet.Ten zespół to esencja garażowego grania w dobrym, młodzieżowym wydaniu. Niestety, na scenie stał tylko 6 lat do 2008 roku,. lecz w tym czasie wydali dwa pełne albumy, debiutancki Be Your Own Pet z 2006.r i Get Awkward opublikowany parę miesiący przed zakończeniem działalności. Z Ep-ki o tym samym tytule pochodzi najbardziej znany utwór grupy, Becky. Słychać w niej wyraźną inspiracje starym, dobrym Rock'n' Rollem. Melodia może udawać się trochę infantylna, jednak dobrym kontrastem jest tekst, który opisuje tytułową Becky. Zaraźliwy refren, gdzie wokalistka śpiewa:  

"..I heard you talked a lot of shit about me
to your new best friend
Doesn't matter anyway, cuz I've got a brand new friend, okay
Me and her, we'll kick your ass,
 we'll wait with knives after class!.."

...Pokazuje, że BYOP to zadziorny zespół. Inny utworem popularnym wśród fanów grupy jest Adventure. gdzie czasami głos wokalistki przypomina mi wokal Hayley z zespołu Paramore. Moją uwagę przykuły utwory  Fire Department i ostre Bicycle Bicycle, You Are My Bicycle. Po rozpadzie grupy, charakterystyczna blondwłosa wokalistka, Jemina Pearl wydała swój solowy album Break It Up, który niewiele różni się od twórczości jej byłej grupy. W singlu promujący album do piosenki I Hate People wystąpił nawet sam Iggy Pop. Brawo !

Wiec podsumowując jak zawsze dla kogo poleciłabym przesłuchać Be Your Own Pet ?? Dla wszystkich oczywiście, jednak w szczególności dla fanów grup np.The Subways czy Wolfmother, jeśli jeszcze nie wiedzą o istnieniu tej grupy ;)    



sobota, 6 lipca 2013

Vol.2 Made In Poland, Dawid Podsiadło

I 'd like to introduce you another great polish artist, David Podsiadło. This 20 years old boy in 2011, who  took part in  the third season of Polish Got Talent with his group called Curly Heads. Unfortunately, they didn't succeed. One year later, Dawid appeared in X-factor as the solo artist and...he won!  Dawid  perfectly performed  hits like U2's With or without you  or Your Song from  repertoire of Elton John. In the final of X-factor, He sang better than a dream with Katie Melua. In May 2013, David released debut  album  named Comfort and Hapiness. This is pop, soul, blues album. Songs are catchy and gentle. Perfect for this summer. The singel promoting this album is S&T( polish tittle: trójkąty i kwadraty). I  recommend dawid podsiadło's music to everybody who likes indie-pop.    

niedziela, 16 czerwca 2013

Recenzja Girls' Generation - I Got A Boy 01.01.2013


Już niedługo, wielkimi krokami  zbliża się lato. To czas kiedy mam wzmożoną chęć na słuchanie czegoś lekkiego i tanecznego, czyli czegoś takiego jak K-pop. Postanowiłam więc, opublikować recenzje płyty, która idealnie nadaje się do słuchania właśnie w wakacje. Choć została wydana w Nowy Rok i jej brzmienie chodziło za mną przez całą długą zimie, to raczej jej kompozycje lepiej nadają się na ciepłe, słoneczne dni. Nie przez przypadek wybrałam Snsd. Wraz z 2NE1 jest to mój ulubiony koreański girlsband, ponieważ choć trochę wyróżniają na tle innych żeńskich zespołów...



Czwarty, studyjny album grupy rozpoczyna tytułowa piosenka, czyli I Got A Boy. Jest to jakby zlepek kilku utworów, różniących się tempem i stylem muzycznym, jednak koniec końców jest to zgrany i spójny ze sobą mix. Mamy tu pop, mamy trochę hip-hopu, elektroniki czy też Groove. W teledysku też dużo się dzieje, dziewczyny ukazane są w różnych stylizacjach, wykonując naprawdę ciekawą choreografie, którą na pewno będę na pamięć znali wszyscy fani grupy. Następna ścieżka to nagrany w 2008 roku Dancing Queen. Jest to remake wielkiego hitu Mercy brytyjskiej wokalistki Duffy. Trudno ocenić która wersja jest lepsza, jednakże ja nie potrafię zdzierżyć wokalu Pani Duffy, więc w mój gust szybciej wpadł cover. Teledysk nagrany również 5 lat temu, został opublikowany parę dni przed premierą krążka. Dobrze w nim widać jak bardzo dziewczyny zmieniły się od początku kariery. Tak na marginesie jeszcze powiem, że klip wygląda dla mnie jak pierwowzór teledysku do piosenki Gee. Kolejną pozycją jest piosenka Baby Maybe. Spokojniejsza i delikatniejsza melodia, nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Jest to poprawa kompozycja, nieco w stylu Snsd, jednak nic poza tym. Następnie jest mój faworyt z tej płyty, piosenka sprzed pięciu lat, Talk Talk. W 2012 mogliśmy usłyszeć jego japońską wersje pod nazwą Boomerang, jednak dopiero koreańskie wykonanie sprawiło, że zaczęłam szaleć za tą piosenką. Utwór ma bardzo szybkie i nieco mroczne brzmienie, do tego szybko wpada w ucho i sprawia, że chce się wstać i tańczyć. Ode mnie jeszcze plusik za zmienienie tekstu na o niebo lepszy niż w japońskiej wersji. Promise to ballada jakich wiele. Przypomina mi trochę My Child czy Born To Be A Lady.Świetnie tutaj słychać czyste wokale dziewczyn. Z początku czaruje swoją delikatnością, lecz szybko się nudzi i staje się balladą taką jak inne. Drugim moim faworytem jest niezwykle taneczny Express 999. Wyraźnie słychać w niej inspiracje z lat 80. Co ja mówię, ta piosenka brzmi jakby była wprost wyjęta w tego okresu, szczególnie refren. Tak jak z I Got A Boy, mamy wrażenie, że słuchamy dwóch zupełnie różnych kawałków, złączonych w jedną kompatybilną całość. Dalej mamy subtelny duet Tiffany i Teayeon w piosence Lost In Love, co mnie bardzo ucieszyło, ponieważ obydwie mają genialne wokale na ballady,a Teayeon jest moją ulubienicą pod względem głosu. Jest to lekko soulowa kompozycja z romantycznym tekstem, który chyba jako jeden wpasował się w czas wydania płyty, bo to piosenka wprost na ponury, zimny i deszczowy dzień. Następnie mamy Look At Me, od którego również można się uzależnić. Piosenka zaczyna się nieco agresywnie,a głosy dziewczyn brzmią pretensjonalnie. Najwięcej dzieje się w refrenie, który jest niezwykle energiczny, a częsta zmiana tempa powoduje, że szybko wpada w ucho. Ja zwróciłam uwagę na wstawki elektroniczne, które o dziwo mnie nie irytują oraz na gitarę, występującą gdzieś przez chwilę na końcu utworu, która  nadaje odrobinę drapieżności kompozycji. Przedostatnią piosenką jest XYZ, która jest kolejnym szybkim kawałkiem. Niestety, na tle swoich poprzedników trochę blednie i wcale nie wpada na naszych uszów tak szybko. Na koniec mamy przysłowiową wisienkę na torcie, o czym przekonuje już nas fortepianowe intro Romantic St. Spokojna, romantyczna melodia, nieco jazzowa, również brzmiąca dawnymi dekadami jest idealna na zimowe dni. Niektóry nawet twierdzą, że brzmi trochę jak piosenka świąteczna, ale ja uważam, że to nieprawda i na pewno nie raz zaśpiewam ją sobie pod nosem w te nadchodzące wakacje.          


Girls'Generation jak i cały k-pop traktuje lekko w przymrużeniem oka, ponieważ, nie oszukujmy się, jest to zwykły Bubble Pop. Jednak nigdy nie ograniczam się do jednego gatunku, i jeśli mam ochotę na koreański słodki pop, to go po prostu słucham. Jest to bardzo dobre wydawnictwo, szczególnie za sprawą tych szybkich kompozycji. Brzmią podobnie do moich ulubionych utworów grupy, Bad Girl i The Great Espace. Mimo wszystko moim ulubionym albumem pozostaje japońskie wydanie Girl's Generation z 2011 roku.Jak dla mnie I Got A Boy plasuje się na drugim miejscu :)     



piątek, 31 maja 2013

Relacja z koncertu Beyonce-Orange Warsaw Festival 25.05.2013




Koncert, koncert i po koncercie. Aż trudno mi uwierzyć, że dzień na który czekałam parę dobrych lat, mam już za sobą. Dobrze pamiętam jak jeszcze jako mała dziewczynka, słuchając całymi dniami Vivy czy Mtv, byłam zauroczona wyglądem i tańcem Beyonce w teledysku Crazy In Love. Miałam wtedy tylko 7 lat, lecz dobrze pamiętam szał związany z tym wielkim hitem. Tsunade trochę dorosła, zmieniła upodobania i kanały muzyczne, ale fascynacja do Beyonce została. Jako, że po drodze zaczęłam interesować się śpiewem, teraz najbardziej cenię ją za jej fenomenalny wokal, uważany przeze mnie za jeden z najlepszych na świecie oraz za to, że jest świetnym przykładem, aby pokazać, co kiedyś znaczyła muzyka pop.



Podróż na koncert w moim przypadku, nie obyła się bez śmiesznej sytuacji. Z prostej przyczyny moja wyprawa trwała od piątku wieczorem  do soboty rano, choć do Warszawy mam 300 km. Otóż...zapomniałam biletów. Dlatego też przez resztę soboty co 15 minuty sprawdzałam czy są w mojej torbie. Pod stadionem pojawiłam się około godziny 21.00. Byłam zaskoczona jak w ekspresowym tempie przedostałam się na teren stadionu, bo przed bramką  nie czekałam ani minuty. Na trybuny weszłam kiedy publikę rozgrzewał zespół Basement Jaxx. Nie słucham muzyki elektronicznej, jednak znam kilka ich kawałków. Na koniec przed godziną 22.00 zagrali  swój najbardziej popularny utwór Where's your head at, dobrze znany fanom Tomb Raidera ( czyli też mnie). W czasie kiedy do koncertu Bey pozostała już tylko godzina, w tle leciały najnowsze hity, a jej ekipa usprawniała scenę, aby choć w niewielkim stopniu przypominała tą, na której występowała w innych krajach. Niestety, scena od Orange nie zawierała catwalk'u ani drugiej mniejszej sceny. Szkoda, bo osoby siedzące na trybunach najbliżej sceny (sektory C) miały niemiły widok na metalowe konstrukcje



O 23.15 na Stadionie Narodowym zapadła ciemność, wszyscy powstali wykrzykując imię artystki. Usłyszeliśmy kilka uderzeń w bęben i na wielkim telebimie rozpoczął się filmik z gwiazdą ucharakteryzowaną   na królową śniegu, z I Been on w tle. Jednak po chwili słyszeliśmy już początek do Run The  World z mocnym gitarowym riffem, a na scenie zaczęły wchodzić tancerki. W mgnieniu oka na środku sceny stała już sama Beyonce wołając do publiczności Warsaw, czym fani odwzajemnili się głośnym krzykiem. B  zaczęła tańczyć znaną choreografie i zachęcała do wspólnej zabawy. Dobry kawałek na sam początek koncertu, bo doskonale rozruszał publikę, mino iż większość  była w kurtkach. Następnym utworem był End Of Time, tak jak przewidziałam w wersji Jimk'a. Tancerze dawali z siebie wszystko już na początku koncertu. Po tym energetycznym utworze, nadszedł czas aby zaśpiewać Flaw & All, co mnie bardzo ucieszyło, bo to jedna z moich ulubionych piosenek. Gwiazda wyznała, że wiele znaczy dla niej to kompozycja, bo  tekst opisuje  stosunek jej fanów do niej i z tym się trzeba zgodzić. Dziwiło mnie to, że większa część  mojej trybuny sobie po prostu...usiadła. Ja jednak uradowana wyborem piosenki, kołysałam się i śpiewałam  wniebogłosy. Po krótkim przerywniku, Beyonce pojawiła się w czarnym, błyszczącym body i wykonała If I Were A Boy w lekko odmienionej wersji, powiedziałabym, że rockowej. Może to z powodu, że nie przepadam za tą piosenką w oryginale, to wykonanie mnie  nie zachwyciło. Beyonce brzmiała tak jakby nie słyszała się z muzyką. Przed kolejnymi utworami, Queen B postanowiła jeszcze bardziej  zachęcić  fanów do zabawy. Poprosiła abyśmy wiwatowali Hey! Mrs Carter oraz klaskali w rytm muzyki . Na stadionie rozbrzmiewały wtedy Get Me Bodied, Baby Boy i Diva. Po solówce tanecznej chłopców z Les Twins, przebrana już Beyonce z tancerkami trzymającymi wielkie pióropusze z rękach, wykonały chyba najbardziej chilloutowy kawałek z jej twórczości czyli Party. Po zakończeniu na wielkim telebimie zobaczyliśmy trailer promujący tą trasę koncertową  i nastąpił,  moim zdaniem, najbardziej szałowy występ tego wieczoru, Freakum Dress. Z tego miejsca bardzo chciałabym przeprosić panią siedzącą/stojącą po mojej prawej stronie, którą co chwilę  szturchałam  delikatnie łokciem oraz za to, że czasem mogłam nakrzyczeć jej do ucha. Przepraszam, to niechcący, ja po prostu muszę się "wyżyć" na koncertach. Do tego gitarzystka z Suga Mama wykonała niezłą solówkę, która dodała trochę rockowej atmosfery na stadionie. Jej zespół wspaniale gra na żywo, co jest jednym z powodów, które wyróżniają Beyonce na tle innych wokalistek pop. Tempo się trochę zwolniło, zrobiło się bardziej nastrojowo i gwiazda zaśpiewała dwie ballady ze swojej ostatniej płyty 4, I Care i I Miss You, przy czym dała piękny pokaz wokalnych możliwości. Mimo sympatii do tych utworów, żałuję, że jedna z nich nie została zastąpiona Rather I Die. Po kolejnym przerywniku filmowym , zrobiło się naprawdę gorąco. Dopiero przy Why Don't You Love Me poczułam, że bawi się cały Stadion Narodowy i chyba tak było. Po tym utworze znów czarowali Les Twins. Przed kolejnym utworem na scenie zaprezentowała się pianistka z jej zespołu wykonując imponujące intro, po czym na scenie pojawiła się  Beyonce w błyszczącym, niebieskim kombinezonie, usiadła na fortepianie i mistrzowsko  wykonała 1+1. Irreplaceable to piosenka, w której duży udział biorą fani i tak też było u nas. Naprawdę wspaniałe uczucie, kiedy cały stadion powtarzał za Beyonce To The Left. Do kolejnej piosenki, Love On Top, gwiazda zachęcała abyśmy wyśpiewali rytm. Na chwilę  Queen B znikła ze sceny, a na ekranie ukazał się teledysk do Countdown. Podczas tytułowego końcowego odliczania, byłam przekonana, że zaraz usłyszę pierwsze wersy tej piosenki, ale spotkało mnie miłe zaskoczenie, bo rozpoczęło się Crazy In Love. To już klasyk i chyba każdy, nawet zmuszony towarzysz znał ten utwór. Następny był kolejny hit Single Ladies, przy którym szalała cała widownia. Znów czekał nas krótki przerywnik w którym leciał wszystkim znany beat z reklamy Pepsi. Tak, tak to Grown Woman. Jest to genialny, lekki, kawałek na nadchodzące lato. Beyonce wraz z tancerzami dawali z siebie 200 procent i  dało się zauważyć, że świetnie się przy tym bawią. Na koniec na publiczność w pierwszych rzędach spadło złote konfetti. Po minutowej przerwie, w której fani zaczęli pompować niebieski baloniki dla naszej Queen B, artystka wystąpiła po raz ostatni. Najpierw zaśpiewała I Will Always You w oryginale śpiewaną przez Dolly Parton. Ostatnią piosenką było wzruszające Halo. Myślę, że gwiazda była ucieszona z naszej niespodzianki, ponieważ dziękowała nam oraz zeszła ze sceny dając się dotknąć fanom oraz zabierając ze sobą jeden z baloników. Potem, Beyonce  jeszcze raz podziękowała nam za wspólnie spędzony  wieczór, obiecując, że jeszcze do nas wróci, a prezentując zespoły taneczne, które uczestniczyły w czasie koncertu w tle leciało moje ukochane Greenlight. Wow, nie spodziewałam się ! Zaraz po pożegnaniu się, Beyonce przysłoniła metalowa kurtyna i tak zakończył się pierwszy w Polsce koncert Pani Carter.     



Po tym wszystkim nie muszę chyba mówić, że koncert należy do udanych. Było to niesamowite widowisko, które na długo zostanie w mojej pamięci. Spełniły się moje marzenia. Beyonce jest perfekcjonistką, jak dla mnie żeńską wersją Michael'a Jacksona. Dodatkowo duże plusy za: wybór genialnych kompozycji, efekty świetlne, tancerzy oraz fanów, który pamiętali o niespodziance dla artystki. Jeśli są jakieś minus tego koncertu (choć niewielkie), to nie dotyczą one samej Beyonce. Wszystkie zażalenia kieruje do OWF. Za zamieszania z zakupem biletów oraz ich ceną. Zapewne większość fanów była zawiedziona sceną. Jak na ironie, gwiazda występowała na najmniejszej (chyba) scenie, a na największym obiekcie, jeśli chodzi o europejską część trasy. No cóż... Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby koncert   nie był zorganizowany  w ramach festiwalu. Mimo tego, jestem szczęśliwa i absolutnie nie żałuję, że tam byłam. No i trzymam za słowo B, że jeszcze do nas powróci.     
                                                                         

sobota, 11 maja 2013

Ciężkie i Delikatne Onmyo-za

Fani Japonii wiedzą, że jest to kraj kontrastów i sprzeczności. Taki też jest zespół pochodzący z tego kraju, Onmyo-za. Muzycy łączą ciężkie brzmienie metalu z tradycyjną muzyką japońską, czasem  można usłyszeć typowego J-rock'a (czy tam V-kei, jak kto woli) oraz delikatniejsze wstawki zagrane np. na fortepianie.Ciekawym elementem jest też wokal. Wokalistka Kuroneko posiada bardzo wysoką, jednak zmienną barwę głosy, dość spotykaną jak na japońskie standardy. Matatabi, który jest jednocześnie basistą w zespole, operuje dość niskim, charakterystycznym dla siebie wokalem. Obydwoje dobrze współpracują ze sobą, co przynosi przyjemność dla słuchacza. Skład zespołu uzupełnia dwóch gitarzystów, Maneki i Karukan. Mieszanka tak różnych stylów jest dosyć specyficzna i niecodzienna, więc może nie od razu znajduje masę wielbicielów, jednak dajcie szanse się przekonać. Na początek dobry będzie ich ostatni album zatytułowany Kishi Bojin. Polecam z tej płyty utwory Ubugi i Gekkou. Moja ulubionym utworem na dzień dzisiejszy pozostaje jednak Hyaku No Oni Ga Yoru Wo Yuku. Interesującym faktem jest jeszcze to, iż wokaliści śpiewają po starodawnym języku japońskim oraz ich image nawiązuję do dawnej kultury japońskiej. Zachęcam do przesłuchania zespołu Onmyo-za fanom J-rock'a, który chcą jeszcze bardziej zagłębic się w japońskiej muzyce oraz polecam słuchaczom szeroko pojętego metalu, szczególnie wielbicielom zespołów takich jak Nightwish czy Within Temptation.            




środa, 1 maja 2013

Moja Lista Piosenek Na Koncert Beyonce

Jak ten czas leci ! Zostało już tylko 25 dni do pierwszego koncertu Beyonce w Warszawie w ramach jej trasy The Mrs.Carter Show World Tour. Od momentu kiedy usłyszałam o koncercie układałam sobie listę jej utworów, które szczególnie chciałabym usłyszeć na żywo. Co dziwne, analizując listę utworów zagranych  w Belgradzie czy Zagrzebiu, moje propozycje w wielu procentach pokrywają się z nimi. Oczywiście, chętnie usłyszałabym też nowe piosenki np. pełne wersje I Been On czy Bow Down, które zapowiadają się co najmniej ciekawie. Jestem fanką B'day i 4, więc (nie)stety będzie to widać :) Chociaż i tak nie ważne, co Beyonce zaśpiewa, bo i tak ten koncert będzie udany...        

   Kolejność piosenek nie ma znaczenie, ale zacznę od swojego TOP 3
 

 1.Greenlight - Śmiało mogę powiedzieć, że to moja ulubiona piosenka Beyonce. Szkoda tylko, że są małe szanse usłyszenia jej na żywo.

 2. Rather Die Young - Najlepsza piosenka z albumu 4 moim zdaniem. Piękna ballada z jeszcze piękniejszym tekstem.

3. Flaw and All - Kolejna piękna ballada w dyskografii Beyonce. Dziwię się, że nie odniosła większego sukcesu komercyjnego, ale cieszę się jest obecna w tej trasie.

4. Crazy In Love - Po prostu klasyk.

5. Upgrade U - W tej piosence szczególnie uwielbiam...teledysk. Moja ulubiona piosenka Beyonce w duecie z Jay-Z.

6. Ring The Alarm - W tym utworze jest tyle energii, że rozrusza cały Stadion Narodowy.

7. Halo -  Pokazuje jak wspaniałą wokalistką jest B. Po drugie, jest to przepiękny utwór, więc powinniem być zaśpiewany w Polsce.

8. End Of Time - Świetny, żywiołowy kawałek. Kto wie, może Beyonce zaśpiewa go w wersji Jimka (?)

9. Schoolin' Life - Kawałek, który  napomina mi dobre (muzycznie) lata 80'. Chyba wszystkich potrafi poderwać do tańca.

10. Me, Myself and I - Piosenka w dobrym R'n'B-m stylu. Jak dla mnie najlepsza z Dangerously In Love.

11. Get Me Bodied - Piosenka, które jest mieszanką różnych stylów w jednym, tym samym tempie. Beyonce ukazuje w teledysku swoje  najlepsze oblicze.  

12. Ego - Prawdziwa Queen B ukazuje się w tej piosence. Uwielbiam w niej tekst. 

13. I Care - Jedna z najbardziej emocjonalnych utworów artystki. Usłyszeć solówkę gitarową na żywo to będzie coś.

14. Countdown - Kocham ukazaną inspiracje lat 60' w tej piosence. Kolejna, przy której nie da się ustać spokojnie.

15. Irreplaceable - Wyobrażam sobie cały stadion śpiewający dla Beyonce ten utwór. To będzie przepiękny moment dla każdego polskiego Beyhive.

16. Freakum Dress- Nie przepadam za tekstem, ale ta piosenka ma takiego Beat'a, że trudno się  jej oprzeć.

17. Radio - Jak dla mnie najlepsza z I am ... Sasha Fierce. Trochę odległa od twórczości B, więc dlatego jest w niej coś szczególnego.

18. Start Over - Uważam, że jest jedną z najbardziej nie docenionym kompozycji Beyonce. Dziwię się, czemu jest często pomijana na koncertach.

19. Run The World - Już widzę ten elektryzujący początek koncertu z tą kompozycją w tle...

20. I Was Here - ...A z tą widzę idealne i wzruszające zakończenie.  






 Gdyby Beyonce miała wykonać utwory z repertuaru Destiny's Child:

1. Bills Bills Bills 
2. Independent Woman
3. Lose My Breath
4. Survivor
5. Say My Name 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Po prostu Fismoll

Moim niedawnym odkryciem jest niezwykle utalentowany, młody chłopak kryjący pod pseudominem Fismoll. Słuchając wczorajszej  audycji w Trójce na temat tego 18-latka, w pierwszych chwilach nie przypuszczałam, że mam do czynienia z polskim muzykiem. Spokojne, ale bardzo emocjonalne kompozycje, zagrane przede wszystkim na gitarze i instrumentach smyczkowych tworzą niesamowity klimat. Dodatkiem do niebanalnych utworów jest  delikatny i ciepły wokal muzyka, który zapada w pamięć. Jednym słowem mamy minimalizm oraz  surowość w instrumentach, które intrygują słuchacza.  Wiele osób porównuje twórczość Fismoll'a do Bon Iver'a i muszę się z tym zgodzić, oczywiście nie sugeruję tutaj nadmiernej inspiracji . Na myśli przechodzi mi jeszcze głębokie podobieństwo do Jose'a Gonzalez'a czy zespołu Kodaline. Na razie mamy możliwość wysłuchania kilku własnych i kilku coverowych kawałków Fismolla, jednak już niedługo, bo 4 czerwca wykaże się jego debiutancki album. Nie mam wątpliwości, że krążek zakupię, ponieważ jestem rozkochana w utworach Trifle i Look At This. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Polecam i zachęcam do przesłuchania kompozycji na jego oficjalnym kanale Youtube !  

                   

wtorek, 16 kwietnia 2013

Wiosna z Beach House.

Niech was nie zwiedzie nazwa zespołu. Beach House nie tworzy plażowych hitów, a ambitne kawałki w stylistyce Indie. Duet tworzy  muzyk Alex Scally oraz wokalistka  Victoria Legrand.  Właściwie, to dzięki niej przyjrzałam się tej kapeli, ponieważ wcześniej znałam ją ze współpracy z zespołem Grizzly Bear. Zespół istnieje od 2005 roku i wydał już 4 albumy. Najnowszy, obecnie przeze mnie męczony, pojawił się w maju zeszłego roku pod nazwą Bloom. W tym zespole przede wszystkim uwagę przykuwa głos wokalistki. Jest jak kameleon, inaczej brzmi w każdej piosence. Jest kobiecy, a jednocześnie można go uznać za męski. Ode mnie duży plus za taką barwę. Jak już pisałam, duet ten tworzy mieszankę indie-popu, indie-rocka, wyczuć można też  inspirację post-rockiem czy alternatywą. Jeśli słuchacie zespołów takich jak Foals czy Kodaline, przesłuchajcie twórczość Beach House. Osobiście polecam płytę Bloom, w szczególności kawałek Wild czy On The Sea, jak również utwory Norway oraz Zebra. Jak dla mnie propozycja idealna na tą wyczekiwaną wiosnę.  





poniedziałek, 18 marca 2013

Asia On Wave. To,co fan azjatyckiej muzyki chciałby przeczytać

Okładka drugiego numeru magazynu.
Od stycznia mamy możliwość zakupienia magazynu Asia On Wave (AoW), który dostarcza nam informacji, ciekawostek i recenzji o azjatyckiej muzyce i nie tylko. Już niebawem ukaże się numer drugi magazynu (15.04), jednak jeśli jeszcze nie zakupiliście pierwszego wydania, myślę, że na tej stronie wam się uda. W AoW możemy przeczytać nie tylko o muzyce, ale również o filmie czy o kulturze krajów azjatyckich. Redaktorzy przeprowadzają wywiady z zespołami oraz opisują popularne i niszowe zespoły, co mnie bardzo cieszy, bo jest  bardzo różnorodnie. Do tego pismo ma ładną oprawę graficzną i zawiera ciekawe zdjęcia. No i to, o co fani zazwyczaj proszą i pożądają, plakaty.W najnowszym numerze znajdziecie postery The GazettE, Dir En Grey, lunafly i Big Bang, więc fani K-popu i  J-rocka powinni  być zadowoleni. Zapraszam do lektury, a za sam magazyn trzymam kciuki, aby zaistniał na dłużej na naszym rynku.      

niedziela, 17 marca 2013

Rose Mist. Polsko-Japoński Visual Kei.

Nie ukrywałam zdziwienia, kiedy usłyszałam po raz pierwszy o Polsko-japońskiej współpracy, o Rose Mist. Natychmiast, jednak chciałam doszukać` się informacji, bo w duchu ucieszyłam się , że ludzie z tak odległych od siebie krajów zakładają zespół. I to jeszcze jaki, zespół Visual Kei. Rose Mist powstał w grudniu zeszłego roku. W skład wchodzi dwóch młodych chłopaków, Japończyk Qum i polak kryjący się pod pseudonimem Richu. Przyznaję się, że należę do osób które uważają, że styl visual kei przystoi tylko Japończykom i na razie tego zdania nie zmienię. Wizerunek takich zespołów jak Cinema Bizzare czy Shiroroom wydał mi się i wydać będzie na siłę naciągany, komiczny i sztuczny. Niestety, takie wrażenie mam  także patrząc na Richu. Próbką ich muzycznych umiejętności jest singiel  For Future. Na ich oficjalnym Facebooku  możemy się dowiedzieć, że chłopaki chcą łączyć mocniejsze brzmienia takie jak Rock czy Heavy Metal ze stylem Oshare Kei.Na pierwszym tytułowym numerze nie usłyszymy Heavy Metalu, jednak fani Oshare Kei i  J-popu nie będą zawiedzeni. Wokal we zwrotka brzmi ciekawi, ale w refrenie wpada w typową japońską manierę, co może być nieco irytujące. Plus za częste zmiany tempa w kompozycji  i za solówkę gitary, która odcina się zupełnie od całości. Drugi kawałek Oribana jest wiele ciekawszy od poprzedniego i szybko wpada w ucho, szczególnie na refrenie. Głos Qum'ie bardziej wpasuje w spokojniejsze brzmienia, a instrumenty składają się w komplementarną całość.Przyznaję, że fragment linii basu z perkusją oraz z wokalem Qumiego jest niezwykle ciekawy. 
Nie powiem, że to wydawnictwo zwaliło mnie z nóg, ale jak na debiut jest bardzo przyjemnie.
Będą obserwować ich rozwój i  trzymać za nich kciuki, bo w końcu mamy swoją krew w Visual Kei. Jeśli macie ochotę posłuchać Rose Mist zapraszam na  stronę :)                                                                                                                                                                              

poniedziałek, 4 marca 2013

Polish girl's power!

On the left Juliet Marcell. On the right Marcelina
Today, I would like to introduce polish vocalist, Marcelina and Julia Marcell. The first of the ladies is beginner songwriter. She creates music between indie-pop and soul. Her advantage are lyrics straight from the heart, e.g. in song Tatku (in polish means daddy). Song is about her late father. I like her texts, because they are mature and I also like her sensitive and unusual voice. In 2011 she released debut album called Marcelina. You should listen her english compositions like There's no one or Me and My boyfriend. Is Worth! Julia Marcell is not just a singer , but also pianist and violinist. In her music is a lot of acoustic sounds, playing by piano and violin instruments. Her videoclips are very artistic too. She has two full albums, It might like you from 2008  and June from 2011.I recommend songs called I wanna get on fire and Matrioszka.  


PS: As always, I am sorry for all spelling errors, which I made :) 





niedziela, 17 lutego 2013

Jaurim. Rock po koreańsku.

Ci, który orientują się co piszczy w koreańskiej muzyce, wiedzą, że pierwsze skrzypce gra muzyka popowa czyli po prostu K-pop. Dla zwykłego laika może się wydawać, że w Korei nie ma  już innych zespołów niż girlsbandy i boysbandy. O artystach grających inny rodzaj muzyki, będzie nam trudniej szukać informacji, ponieważ nie są one tak popularne w kręgach zagranicznych fanów muzyki koreańskiej. Słuchając ostatniej EP-ki G-Dragona, a dokładnie utworu Missing You, zainteresował mnie głos kobiety, który pojawia się w refrenie.Jest to wokalistka Kim Yuna z zespołu Jaurim. Przyznać muszę, że to pierwszy zespół rockowy z Korei jaki znam. Grupa istnieje od 1997 roku, w ciągu których wydała osiem albumów.Moim zdaniem pierwsze wydawnictwa są ciekawsze, ponieważ są utrzymane w lekko psychodelicznym stylu. Słuchaczy przyciąga dojrzały i ciepły, a jednocześnie delikatny głos Yuny. Osobiście polecam kawałki Paae 파애 i Shining  oraz zachęcam do przesłuchania k-popowych fanów, jak i tych który z koreańską muzyką nie mieli do czynienia.




PS: Z zupełnie innej beczki. Ktoś może pamięta listę utworów zagranych na koncercie Slasha?  

niedziela, 10 lutego 2013

W perfekcyjnym świecie razem z Kodaline. Recenzja Kodaline EP 9.09.2012

 Kodaline( do 2011.r Demands) to indie-rockowy irlandzki zespół, powstały w Dublinie. W skład wchodzi czterech niezwykle pomysłowych muzyków. Choć członkowie znają się od dzieciństwa, to zespół zadebiutował dopiero w 2007 roku z singlem Give me a Minute. Tym którym spodobała się próbka Kodaline, musieli długo czekać na powtórkę, bo kolejne wydawnictwo, EP-ka o prostej nazwie Kodaline ukazała się 9 września 2012 roku. Wszystkim tym, który lubią wprawiać się w refleksyjny nastrój podczas słuchania muzyki polecam ten minialbum. Ale uwaga, Kodaline to nie tylko emocjonalna muzyka, lecz porywające  i wzruszające teledyski.




  Nie wiedziałam czego się spodziewać kiedy na Youtube odtworzyłam po raz pierwszy wideoklip do piosenki (również wcześniej mi nieznanej) All I Want. Przez pierwsze sekundy pomyślałam, że to raczej forma jakiegoś kiepskiego żartu, że raczej to będzie obraza dla oszpeconych ludzi. Jednak kiedy usłuchałam pierwsze nuty, wiedziałam już, że źle obstawiłam. Brzmienie dość typowe dla indie-rocka.Utwór uwodzi swą melodią, a tekst choć prosty, jest szczerą wypowiedzią głównego bohatera. Za każdym razem podczas słuchania czekam na solówkę gitary.  Obraz w przeciągu kilku minuty uczy o nas o tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas ma takie same pragnienia. Może wątek zdobycia miłości swego życia trochę naiwny, to jednak dawno jakiś teledysk nie wzbudził u mnie uczucie zachwytu i jednocześnie współczucia. Kolejną propozycją jest Lost Your Mind. Mamy tu już pozytywniejszy przekaz, choć nie można powiedzieć, że kompozycja wprost emanuje radością. Warto zagłębić się w warstwę tekstową.W teledysku występuję bardzo podobny wątek, co w All I Want, ponieważ tutejszy bohater również pokonuje tych "normalnych" ludzi i żyje szczęśliwie na swój sposób. Ja określiłam tą piosenkę mianem coldplay'owej. Zapewne to przez te chórki pod koniec, ale i cały utwór kojarzy mi się z  twórczością Coldplay.  Następnie mamy kompozycje Pray. Jak dla mnie w tej propozycji największą uwagę przykuwa śpiew wokalisty. Przez pierwsze sekundy wokal Steve'a bardzo przypominał mi głos Chrisa Martina, choć nie uważam tego za minus, wręcz przeciwnie. Wydaje się być najbardziej emocjonalnym i najbardziej osobistym kawałkiem ze wszystkich czterech.W ten dość ponury i melancholijny  nastrój świetnie wkomponował się fragmentami fortepian. Podoba mi się, że ta piosenka zawiera lekki rockowy pazur. Na zakończenie coś bardziej optymistycznego, piosenka Perfect World.Utwór ten posiada bardzo chwytliwą melodie i szybko wpada w ucho. Od pierwszego przesłuchania nuciłam tytułowe ..In Perfect World... przez cały dzień. Teledysk,  choć słabszy niż poprzednie, to i tak ogląda się go przyjemnie i jest o niebo ciekawszy niż większość teledysków z 2012 roku.



Dzięki temu wydawnictwu, bacznie będę obserwować poczynania tej grupy. Największą zaletą ich utworów jest to, że są takie różnorodne, żaden nie przypomina w brzmieniu innego.Trudno mi wybrać jeden, który najbardziej mi się spodobał, bo w każdym jest coś, co przyciąga mnie najbardziej. Warto też zwrócić uwagę to utwory The Answer i High Hopes, który promuje pełną debiutancką płytę zespołu In Perfect  World. Na szczęście nie trzeba długo czekać , bo płyta ujrzy światło dzienne już 25 marca. Jeśli więc spodobał wam się Tom Odell czy  jesteście fanami Coldplay, posłuchajcie Kodaline !                



***Zauważyłam, że wiele polskich słuchaczy poznało Kodaline, a dokładnie piosenkę All I Want dzięki serialowi Chirurdzy. Chyba zacznę oglądać ten serial :) 










Inne posty