niedziela, 30 grudnia 2012

Made In Poland, Piotr Lisiecki

I'd like to introduce you very talented  and capable polish vocalist, Peter Lisiecki. He became famous , when he took part in polish version of TV program, Got Talent. When I first time heard him, I just fell in love in his voice. His low voice is very warm and charming.  Peter didn't won, but he took third place.In 2011, after Got Talent,  he made his debut album called Rules Changed Up. Peter sing in polish and english also. He's my favorite young, polish singer. Check out his singel "Gra O Wszystko" or amazing perfoms from program, where he sang covers of Dolly Parton's Jolene and KT Tunstall's The Hidden Heart.  




I'm very sorry, for all grammar mistakes, which I made... 



sobota, 22 grudnia 2012

Muzycznie na święta...

Jednym z powodów za które jeszcze bardziej można uwielbiać święta, jest muzyka, która wprowadza nas w ten świąteczny nastrój. Z tej okazji przedstawię elitę piosenek, które towarzyszą mi w tym roku przez cały okres przed świąteczny, jak i na pewno będą w trakcie świąt...  

  • Girl's Generation - Diamond. Piosenka wydana w 2011r. na składance SMtown Winter. Swą chwytliwą, jednakże piękną melodią, wprowadza  naprawdę magiczną atmosferę. Polecam wszystkim, nawet tym, który nie przepadają za tworem, jakim jest K-pop.
 
  •  Michael Buble Feat. Thalia- Dis Deseos/Feliz Navidad. Ta piosenka w iście hiszpańskim stylu, za pierwszym raz przypominała mi bardziej gorącą salsę niż piosenkę na święta. Jest jednak ona niekwestionowanym  numerem jeden na świątecznym albumie Michael'a i chyba wiem dlaczego, bo nie ma dnia, abym jej nie nuciła.
 
  • Sayuri Sugawara- Christmas Again. Zazwyczaj unikam świątecznych piosenek w wykonaniu japońskich artystów, jednak tu robię wyjątek. Nie chcę skłamać i powiedzieć, że jest to jej piosenka, lecz słyszałam ją tylko w wykonaniu Sayuri. Uwielbiam. Tylko tyle mogę powiedzieć o niezwykłym nastroju kompozycji i "anielskim' głosie wokalistki.
 
  • Eartha Kitt - Santa Baby.Chyba żadna wersja tej piosenki nie będzie tak interesująca jak oryginał.Warto posłuchać soul'u w stylu retro wraz z hipnotyzującym głosem artystki.
 
  • Whitney Houston-One Wish For Christmas. Naprawdę dziwię się , że ta piosenka nie przedostała się do polskich, komercyjnych stacji radiowych. W czasie świąt jest ze mną od paru dobrych lat i nie wyobrażam sobie świąt bez niej. Uwielbiam w niej podniosły i uroczysty ton. Gdyby było mało, inne świąteczne piosenki w wykonaniu Whitney zawarte są w albumie  The  Holiday Album
    
  • Jimmy Boyd- I Saw Mommy Kissing Santa Baby. Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, co powoduje, że słucham tej piosenki na okrągło. Przypomina mi nieco stare, dobre amerykańskie filmy o tematyce świątecznej.
Warto przesłuchać też:
 
  •  Michael Buble - Christmas (2011). Od zeszłego roku króluje w moim odtwarzaczu.
  • SM's artists - SMtown Winter( 2011). Dla fanów K-pop'u
  • Rod Stewart - Merry Christmas, Baby (2012). Rod w świątecznym repertuarze nie zawiódł swoich stałych, dojrzałych fanów... jak i młodszych słuchaczy :) 
 



     * Zrobiliście mi najlepszy prezent , za który serdecznie DZIĘKUJĘ. 1000 odwiedzin od samego początku istnienia bloga, czyli czterech miesięcy, to może nie dużo w oczach blogerów-wyjadaczy, jednak ja nie spodziewałam się takiego wyniku. Jeszcze raz DZIĘKUJĘ !!!
     

sobota, 15 grudnia 2012

Recenzja Scandal-Pin Heel Surfer 12.09.2012


Scandal to popowy zespół z nutką rock'a, tworzony przez cztery młode Japonki. Haruna, Tomomi, Rina i Mami może nie są profesjonalistkami , a w ich tekstach nie znajdziemy głębszego przekazu, to jednak jest coś w dziewczynach, co mnie przekonuje.Może to dlatego, że kiedy zadebiutowały w 2006 roku miały po tyle samo lat co ja, a to właśnie robi na mnie duże wrażenie. Po wydaniu pierwszego singla Doll, ich kariera  nabrała niewiarygodnego tempa, a ostatni singiel Pin Heel Surfer dodał trochę świeżości w dyskografii Scandal'u...


Tytułowa piosenka rozpoczyna się krótkim gitarowym intro w wykonaniu Mami, po czym rozbrzmiewają pozostałe instrumenty. Jak przeważnie każda piosenka zespołu, Pin Heel Surfer jest pogodną kompozycją, o pozytywnym tekście i o chwytliwym, szybko wpadającym w ucho refrenie.Jest jednak nieco bardziej stonowana od pozostałych singli. Moją uwagę nie skupiła tak bardzo gra dziewczyn, jak dodane w tle instrumenty smyczkowe w połowie piosenki. Według mnie, jest to duży plus, a sam utwór robi się przez to ciekawszy w swym brzmieniu. Przez całą piosenkę przeważa wokal Haruny, co bardzo mnie cieszy, bo jestem fanką jej mało-japońskiego głosu :). Co do tego wydawnictwa, wśród fanów jest pewien podział. Jedni uważają, że Japonki zgubiły gdzieś swą rockową energię i upodabniają się typowego japońskiego  girl's bandu. Ja jednak uważam, że dziewczyny chciały pokazać się z bardziej dojrzałej strony, co można zauważyć w PV'ku, gdzie porzuciły swój słodko-licealny styl, na bardziej kobiece stroje. Sam PV wydaje mi się, od strony technicznej, najlepszy. Może nie posiada on konkretnej fabuły, ale to nie ważne. Na tańczące(!) artystki i całokształt patrzy się niezmiernie miło. Niestety, tak miło nie jest już na stronie B tego singla. Piosenka OSAKA potrafi zaintrygować  na początku, jednak z sekundy na sekundę zaciekawienie ucieka. Kompozycja nie składa się w jedną całość, co powoduje chaos, w którym nie da się odnaleźć. Refren gdzieś zanika, a zmodulowana muzyka jeszcze bardziej psuje efekt. Cóż, na osłodę Scandal umieścił  wersję instrumentalną pierwszego utworu, dzięki  której możemy wykorzystać swoje umiejętności wokalne ALBO,  tak jak ja, wsłuchać się dokładnie w partie grane przez skrzypce.


Szczere powiedziawszy, nie polecam tego singla, osobom które nie miały styczności z zespołem Scandal, ponieważ można odnieść nieprawdziwe wrażenie o esencji brzmienia zespołu.Lepiej, aby laik zagłębił się w  ostatni, pełny album Queens Are Trumps. Natomiast,wydaje mi się, że dla fanów ten singiel był miłą niespodzianką. Co się dziwić, Scandal to młody zespół, który ciągle eksperymentuje, a ja to lubię, bo przynajmniej nie jest nudno...      


      

piątek, 7 grudnia 2012

Dobra muzyka na dobry początek dnia...

Dla tego programu warto tak wcześnie wstać ! 4Music to program dla fanów muzyki alternatywnej. W programie możemy usłyszeć różnorodne zespoły i ciekawych artystów.Od nowicjuszy, po starych wyjadaczy. Od delikatnych popowych utworów, po szybkie, ostre kawałki. Dużym plusem są też środowe spotkania z polskimi młodymi artystami, dzięki którym, znacznie poszerzyłam swą bibliotekę z polską muzyką niezależną.Jedną z prowadzących program, jest znana pogodynka Paulina Sykut. 4Music nadaje od poniedziałku do piątku, o godzinie 6.55 na kanale TV4. Polecam!!  

niedziela, 25 listopada 2012

Co ma zespół Foals ...

...do prawdziwych źrebiąt ?? Tego nie wiem, jednakże to właśnie ten zespół  najczęściej rozbrzmiewa w mojej głowie w ostatnich dniach. Kapela pochodzi z Wielkiej Brytanii i istnieje od 2005 roku. Łączą post-rock'a z elektroniką i disco-punk'iem.Ma swoim koncie mają dwie płyty, Antidotes z 2008 i Total Life Forever z 2010r. Prawdziwym hitem Foals jest utwór Spanish Sahara.Poznałam ich dzięki singlowi Olympic Airways, który gorąco polecam! Zapraszam do przesłuchania !!    

 
 

niedziela, 18 listopada 2012

Relacja z koncertu An Cafe 13.11.2012. Kraków



I stało się! Po sześciu miesiącach czekania,od czasu informacji o koncercie, spełniły się największe marzenia polskich cafe-kko i 13 listopada w krakowskim Klubie Studio wystąpił jeden z najpopularniejszych zespołów  z Japonii, An Cafe. Doskonale pamiętam moment, w którym dowiedziałam o koncercie. Informacja napisana DUŻYMI LITERAMI , że Antic Cafe odwiedza nasz kraj, wprawiła mnie w  euforię, lecz sama nie dowierzałam w to co czytałam.Szczególnie, że jeszcze parę dni wcześniej, nikt nie przypuszczał, że zespół może wznowić działalność.  Kiedy przyswoiłam sobie tą wiadomość, a mój wyjazd został oficjalnie zaakceptowany przez sfery wyższe (rodziców), nie było dnia bez myśli o nadchodzącym koncercie. Zaczęły się przygotowania. Rozmyślanie co tu by wymyślić, aby wyróżnić się na tle innych krajów, odliczenie dni do tego wydarzenia  i z masą różnych innych pomysłów dzielili się nawzajem polscy fani. Och, jakże to był przyjemny okres. I aż smutno się robi na myśli, że to już za nami. Chciałoby się, aby ten czas trwał i trwał. Albo żeby koncert nigdy się skończył. Niestety, zostały tylko piękne wspomnienia...

Ale wszystko od początku...



Przed klubem pojawiłam się godzinę przed wpuszczaniem, czyli o około godziny 17.30. Sądzę, że nie było potrzeby stania i zamarzania na śmierć przez kilka godzin, no chyba, że ktoś chciał podpatrzeć, jak członkowie zespołu przemierzają drogę od autokaru do tylnych drzwi klubu.Aby umilić sobie tą ostatnią godzinę czekania, fani nawoływali a to ''Nyappy'', a to imiona chłopaków. W pewnej chwili, punktualnie o 18.30 drzwi zostały otwarte, a ja popłynęłam wraz z falą pchających się za mną ludzi. Mimo iż wydawało mi się, że stoję całkiem niedaleko, przygnieciona do ściany blisko drzwi wejściowych, aby wejść, musiałam najpierw odnaleźć moją zaginioną w  tłumie rękę  Wejścia bywają ekstremalne, naprawdę. Kiedy już znalazłam się w środku, następna kolejka ustawiła się już do szatni.Ja jednak skierowałam się w stronę sklepiku, gdzie można było zakupić bluzki, bluzy, kalendarzyki, najnowszy minialbum Amazing Blue i jeszcze kilka innych upominków. Z ograniczonym budżetem zakupiłam bluzkę i naklejki z logiem zespołu dla moich koleżanek. Gdy już weszłam na salę usiadłam na schodach i spojrzałam na zegarek. Została jeszcze godzina...
 
* Kompletnie nie pamiętam kolejności granych utworów, więc w tekście mogą pojawić się błędy co do tego.


Równo o dwudziestej przyciemniono światło, ucichła grająca wcześniej muzyka i każdy już wiedział, że nadchodzi ten moment. Zaczęło się intro, Cafe-kkos zaczęli krzyczeć i piszczeć, na scenę jako pierwszy wbiegł Teruki. Ukłonił się publiczności, zajął swoje miejsce, a za nim wkroczył wyluzowany Yu-ki, potem Kanon, Takuya oraz oczywiście Miku. Za chwilę potem chłopcy zaczęli grać pierwszy kawałek Maple Gunman przy którym widownia już od razu zaczęła skakać i śpiewać. Niestety, we znaki wdało się też fatalne nagłośnienie, które nieco psuło efekt.Po jej zakończeniu  Miku krzyknął "Halo Polska", co niezwykle miło przyjęli fani. W tej samej chwili ktoś z widowni obok mnie krzyknął "Takuya". Muzyk uradowany, obdarzył nas szerokim uśmiechem. Od razu udało się zauważyć, że chłopcy są radośni i mają ochotę z nami tego wieczoru poszaleć.Szczególnie Miku, którego mimika twarzy i ruchy sceniczne były zabójcze oraz Yu-ki, który cały czas skakał, machając jedną ręką w górze.Czasem nawet miałam wyrażenie, że spadnie z podwyższenia na którym stał.  W najbliższym czasie zespół zagrał znane utwory takie jak Kakusei Heroism,  Wagamama Koushinkyoku czy Tekesuta Kousen. Prawdziwą niespodziankę chłopcy przygotowali w piosence Takaido. Po wiwatowaniu imienia jednego ze członków zespołu, muzyka ustała, światła padały na konkretnego muzyka, a on lepiej lub gorzej, z kartki czy bez zaczął mówić PO POLSKU.Pierwszy był Teruki'' Halo Polska!Czekaliście na nas? My także, więc zapraszamy na An Cafe Show !'' Publika oszalała, ja także.Zaraz po przerwie muzycznej był Yu-ki. "Cześć Polska! Cieszę się, że jestem tutaj." Bawcie się dobrze. Jego akcent był genialny, naprawdę.Kanon, choć mój ulubieniec (kogoś to dziwi?), nie popisał zdolnościami do języków obcych.Basista prawdopodobnie zapomniał tekstu, ale żeby się nie skompromitować,  szybko wymyślił pomysł, aby fani wiwatowali jego imię."Who I Am?" pytał się Kanon.Publiczność nie była mu dłużna, po czym podziękował przesłodkim "Thank You", które wszystko rekompensowało (jak dla mnie :)). Następny był Takuya. Jego głos wzbudzi u mnie jeszcze szerszy uśmiech."Jak się bawicie? Ja także!"- brzmiało uroczo.Na koniec został Miku, który powiedział " I can't speak Polska", co wywołało jakże radosny odzew na sali. Resztę wystąpienia powiedział po japońsku, jednak o dziwo, chyba większość obecnych zrozumiała. Pozdrowił nas głośnym "Konnichi-wa', powiadomił, że bardzo mu się u nas podoba oraz, że się dobrze bawi.Dla fanów największe znaczenie miało  ostatnie zdanie, w którym wokalista ogłosił, że "My heart leaps for Polska". Po tym pięknym wystąpieniu, zakochani w Polsce chłopcy zagrali "My heart leaps for C', co jak się potem okazało, nie było grane na innych koncertach z tej trasy. Czyżby grali ja specjalnie dla nas? Później pokołysaliśmy się przy dźwiękach Jibun Setsumeisho,  szaleliśmy przy "Nyappy In The World 4" oraz usłyszeliśmy największy hit zespołu czyli "Escapims". Kolejną rozmową wokalisty z publicznością było pytanie, kto jest najbardziej ECCHI ;p. Częściowo u fanów wywołało to pozytywny śmiech, częściowo jeszcze głośniejszy pisk. Kiedy Miku skierował rękę na Kanona, a fani zaczęli wykrzykiwać jego imię , ten skromny facet zaczął sprzeciwiać się, machając przecząco rękami. Gdy publiczność skandowała "Takuya'', gitarzysta z uśmiechem pewnego siebie człowieka, wskazał na swą osobę. Zwycięzcą w tym pojedynku został jednak Yu-ki, co zostało potwierdzone przez Miku. Na środek wyszedł keybordzista, a to mogło zwiastować jedno, Amazing Blue. Wokalista wraz z Yu-kim po prostu roznieśli scenę. Trzymając z rękach niebieskie gwiazdki, skakali, tańczyli i śpiewali z taką energią, aż pomyślałam , skończy się to upadkiem na widownię jednego z nich.Panowie nie zwalniali tempa, zagrali Snow Scene, a na koniec tej cześci wykonali hit nd hitami, Cherry Saku Yuuki . Po utworze gitarzyści rzucili swoje kostki w stronę fanów. Teruki ukłonił się publiczności i An Cafe zeszło na chwilę ze sceny.


Przerwa trwała maksymalnie dwie minuty. Chłopcy przebrani w takie same koszulki jakie mogliśmy zakupić w sklepiku, po raz drugi powitali swoich fanów. Miku trzymał w ręce pluszaka. To oznaczało że nadszedł czas na Duck No Magical Adventure. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni  wyborem piosenki, której nie spodziewali się usłyszeć.W pewnym momencie, podczas pokazywania swoich umiejętności wokalnych, Miku wyciągnął czerwony, dmuchany (chyba) młotek  którym zaczepiał rozbawionych fanów. Jakby tego było mało, po wylaniu na siebie pół butelki wody , Tsukiyama zaczął polewać nią również fanów, którzy nie protestowali. Niektórzy mieli okazję złapać butelkę  po tej wodzie. Ja również , jednak mój refleks pozostawia wiele do życzenia. Nagle chlast, Miku biegał po scenie już bez koszulki.Nawet nie mogę pojąć, jak szczęśliwa musi być fanka, która ją złapała. Zbliżamy się do pięknego momentu, który na zawsze zostanie w  pamięci wszystkich Cafe-kkos. Miku wziął polską flagę, zaczął paradować z nią na scenie, jednocześnie wołając "Arigato"i "Aishiteru". Wymachiwał ją tak energicznie, że przez przypadek zahaczył flagą grającego obok Takuye, jednak wysłał szybko w jego stronę zwięzłe "Gome''. Jakże zapadł mi w pamięć ten moment :). W trakcie przedostatniej piosenki Bonds Kizuna, pojawiło się morze czerwonych chustek. Po koncercie dostaliśmy nawet pochwały na twitterze przez Terukiego za zorganizowanie takiej akcji. Koncert zakończył niezwykle radosny kawałek, Smile Ichiban Ii Onna. Mimo tego,że skakałam i śpiewałam wraz z zespołem, ogarnął mnie smutek ,że najważniejsze dotychczas wydarzenie muzyczne w moim życiu dobiega końca. Na koniec  członkowie zespołu poprosili  abyśmy chwycili się za ręce i na raz, dwa, trzy, zawołali "Tiramisu". Początkowo fani nie zrozumieli, o co chodzi i panowie musieli ponowić próbę. Za drugim razem poszło o wiele lepiej. Trzymając  wysoko polską flagę, prosili również nas o pamiątkowe zdjęcie. Miku, Kanon , Teruki, Takuya i Yu-ki jeszcze przez długi czas żegnali się z fanami, dziękując, machając lub otulając się flagą Polski. An Cafe zeszło ze sceny i tak zakończył się jedyny koncert w Polsce.

Podsumowując...

Plusy:

-Za całokształt.Panowie grali na żywo tak dobrze, a może nawet i lepiej, jak na nagraniach.
-  Za wybór piosenek. Osobiście jestem fanką "starego" An Cafe, jeszcze za czasów Bou, więc lista była trafiona w dziesiątkę. Poza tym zespół zagrał największe hity, więc każdy je znał.
-Za kontakt z publicznością. Było tego co nie miara. Przecież komunikowali się z nami w naszym języku !
-Za swobodę. Chłopcy nie udawali i byli po prostu sobą. Śmiali się i wygłupiali razem z nami
- Za  zorganizowanie fanów. Podziękowania należą się tu  polskiemu Street Team-owi, chociażby za zorganizowanie   akcji z czerwonymi szalikami

Minusy:
-  Nagłośnienie. FATALNE!
-  Miasto. Sama nie narzekam, bo  jestem ze śląska, więc na koncert miałam blisko, jednak wiele osób z drugiego końca Polski nie mogło się wybrać taką wycieczkę do Krakowa. Myślę, że frekwencja mogłaby być większa, gdyby zespół grał w Warszawie.
-Dzień koncertu. Środek tygodnia też nie sprzyjał, aby pojawić się na koncercie.
-Brak czasem odzewu fanów. Zamiast wysłuchać i wykonać prośbę, któregoś z muzyków, niektórzy fani woleli bezsensu piszczeć




   

niedziela, 11 listopada 2012

Blondyni Są Utalentowani-Among Savagen

Ostatnio moją uwagę przykuł kolejny niezwykle utalentowany artysta. Peter Barbee, kryjący się pod pseudonimem Among Savages, to 24-letni Amerykanin, tworzący głównie kompozycje indie-popowe. 1. stycznia tego roku został wydany jego debiutancki album pt Wandering Of A Lllustrative Mind, w którym wyraźną inspiracją były ukochane strony muzyka czyli Tennessee, które przede wszystkim kojarzy nam się z muzyką country. Ja twórczość Petera poznałam dzięki piosence New York City i Raging Sun , które gorąco polecam do przesłuchania, jak i całego albumu.          




niedziela, 4 listopada 2012

Recenzja G-Dragon-The One Of Kind 15.09.2012


G-Dragon'a fanom K-popu nie trzeba przedstawiać. Jest to lider popowo,hip-hopowego zespołu Big Bang, jednego z czołowych w Korei, jeśli chodzi o ten rodzaj popu.Jak widzą go fanki, kiedy słyszą o Kwon Ji-youn'ie?. Jedne pamiętają G-Dragona jako zawsze uśmiechniętego, o delikatnej urodzie chłopca, ubranego w luźne, szerokie ubrania, marzącego o wielkiej karierze rapera, rodem z Ameryki. Teraz ten 24-letni muzyk, przedstawia się zupełnie inaczej. Można go opisać jednym, trafnym słowem, ekstrawagancja. Wymyślne fryzury, pełny makijaż, nietuzinkowe stroje powodują, że tego Koreańczyka można uznać bardziej za modela ,ale mimo tych wszystkich wariacji, ja należę do tej pierwszej grupy fanek. Wraz z image'm, zmienił się również styl muzyczny. Trudno stwierdzić, czy na lepsze, czy na gorsze, to wszystko zależy od naszego gustu i upodobań.Jedno jest pewne, nowa EPka na pewno nie jest nudna.

Mini-album The One Of Kind to drugie solowe wydawnictwo w dorobku GD. Mimo podobnych cech, teksty i kompozycje współtworzone przez G-Dragona są o wiele ciekawsze i dojrzalsze niż na Heartbreaker z 2009 roku. Pierwsza tytułowa kompozycja od razu nam pokazuje, że mamy do czynienia z wydawnictwem wyprodukowanym z wielkim rozmachem, z wielką mieszanką stylów muzycznych.Jest to hip-hopowy kawałek w iście gangsterskim stylu z elementami electro, niezwykle chwytliwy i taneczny. Do tego brawa ode mnie otrzymuje rap G-Dragona. Po The One Of Kind czas na Crayon. Mnie osobiście trochę irytuje ta piosenka, ale doceniam te niebanalne zmiany dynamiki utworu. Na początku jest trochę tajemniczo i nie wiemy jaki rozwój będzie mieć ta piosenka, po czym dochodzimy do szybkiego, dyskotekowego refrenu.Plus też za chórki pod koniec utworu.Aha, no i po przesłuchaniu nie uwolnicie się od zdania "Why So Serious", kluczowego w tej piosence:). Nie powiem, ciekawie, jednak nie dla mnie. Dalej mamy delikatną balladę Without You wykonaną wraz z jedną ze członkiń nowego zespołu wytwórni YG. Jednak tekst o nieszczęśliwej miłości  i melodia, ani mnie nie wzruszyła, ani poruszyła, dlatego uważam tą propozycje za najsłabszą z całej płyty.Inaczej jest jednak przy balladzie That XX, która jest jedną z dwóch faworytów. Akustyczna gitara wraz z mądrze przemyślanym tekstem również o miłości pokazuje rapera w zupełnie inny świetle. Drugim moim faworytem jest Missing You w duecie z Kim Yuną z indie-rockowego zespołu Jaurim. Kompozycja mimo, że o samotności, niesie bardzo pozytywną energie i jest takim promykiem słońca na The One Of Kind. Aż człowiek niespodziewanie zaczyna się kołysać do tej interesującej melodii. Również pozytywna w swoim przekazie jest propozycja Today. Chwytliwy tekst i szybko wpadająca w ucho muzyka mimo, że troszeczkę banalne, bardziej pasują  na wakacyjną imprezę niż na nadchodzącą zimę. W wolniejszych  fragmentach piosenki  możemy usłyszeć Kim Jong Wana z  koreańskiego zespołu Nell. Na koniec mamy piosenkę Light It Up która także jest mieszanką hip-hopu z elektro, jednak ta już nie oczarowała mnie tak bardzo jak poprzednie. Jak dla  mnie jest nieudolnie podobna do The One Of Kind. Dużym  plusem są też MV'ki do utworów  The One Of Kind, That XX i Crayon czyli singli z tej płyty. Pod względem technicznym są bardzo dobrze wyprodukowane, a widza potrafią zainteresować i zaciekawić.

Uwielbiam takie wydawnictwa na których mamy paletę różnych stylów muzycznych. The One Of Kind właśnie do takich należy, mimo, iż szczególnie za hip-hopem lub electro nie przepadam. Ale tym albumem GD udowadnia, że potrafi tworzyć prawie wszystko. Minęło tylko 6 lat od debiutu z zespołem Big Bang, ale sam raper bardzo się zmienił pod każdym względem  przez ten czas. Ciekawa jestem, kim będzie G-Dragon za kolejne sześć lat...:)                                                                

niedziela, 28 października 2012

The Novice Tom Odell


We don't know too much about him, he doesn't have extensive discography, however he enchants us. I'm talking about young artist, Tom Odell from UK.As I said before, Tom doesn't have many composition to this credit, because, there are only two songs. His musical debut was deemed to be successful and i can't wait for his first full album. Another love and Sense are  two melancholic, nostalgic songs,  but they are very beautiful compoisitions and I can't resist his awesome voice.I especially recommend the first one.You can download these songs for free from his offical website. Really, don't delay, because it's worth it and i want more and more songs.              



poniedziałek, 22 października 2012

Wymarzona lista utworów na koncert An Cafe


Jako, że do koncertu An Cafe pozostaje coraz mniej czasu i napięcie wciąż rośnie, postanowiłam zatrzymać się dłużej przy tym zespole i przedstawić listę moich propozycji na ten najważniejszy dzień dla wszystkich Cafe-kko. Są to utwory starsze, nowsze, największe hity, jak i moje osobiste faworyty.

Kolejność propozycji nie ma większego znaczenia.

1. Amazing Blue- Co do niej, nie ma wątpliwości, że pojawi się na koncercie. Może nie jestem w niej po uszy zakochana, to i tak miło będzie ją usłyszeć na żywo

2.Candy Holic- Pozycja OBOWIĄZKOWA. Przecież to dzięki niej się to wszystko zaczeło

3. Pipopapo Telepathy- Jak dla mnie jedna z najlepszy piosenek An Cafe w całej twórczości. Szkoda tylko, że jest tak mało znana

4. Escapism- Hmmm...klasyk.

5.Cherry Saku Yuuki- Jak powyżej

6.Orange Dream- Jedna z pięknieszych ballad An Cafe. Do tego jest to podziękowanie dla Bou, a myśle, że polscy fani również chcą podziękować mu

7.Jibun Setsumeisho- Ahh, romantyczna i niezwykle nastojowa piosenka, przy której można się trochę pokołysać

8.Tsuki Ni Murakumo Hana Ni Kaze- Bo warto też trochę potańczyć

9.Bou K Mental Clinic- Coś szybkiego, skocznego i lekko rockowego jak najbardziej

10. Natsu No Owari- Aby dobrze przypieczętować koniec lata

11. Aroma -Piosenka uwielbiana przez fanów, jak i również mnie

12. Merrymaking- Jedna z piękniejszy piosenek o przyjaźni musi być

13.Zetsubou-Lubię niej kabaretowe brzmienie

14. Kawayu's Rock- Jedyny i niepowtarzalny, mój ulubieniec

15. Lock On The New Sekai- Bo lubię ten pozytywny i chwytliwy rytm

16. Alone- Mimo iż, chłopcy nigdy nie będą sami, mając takich fanów, to chętnie bym pośpiewała tą balladę razem z nimi

17. Go Go Go - Ahh, pierwsza piosenka z ich repertuaru, którą poznałam. Co tu dużo mówić, sentyment

18. Funky Fresh Days- Kolejny ulubieniec

19.Tekesuta Kousen- Bo kto potrafi się oprzeć tym gitarą na początku

20. Wagamama Koushinkyoku - Punkowy styl  An Cafe jak najbardziej
    


niedziela, 14 października 2012

Recezja An Cafe-Amazing Blue 06.08.2012


Jakże smutna była to wiadomość, kiedy na oficjalnej stronie zespołu pojawiła się informacje, że An Cafe  wytrzymuje działalność. Wielkim zdziwieniem było, że zespół który jest najpopularniejszym zespołem Oshare Kei i jednym z najpopularniejszych japońskich zespołów za granicą, w czasie swojej najlepszej passy i przed zagraniem największego koncertu na słynnym Nippon Budokan oraz przed wydaniem ich czwartej płyty BB Parallel World, niespodziewanie robi sobie przerwę w graniu. Chłopcy pocieszyli fanów tym, że pewnego razu powrócą, i zagrają na  festiwalu Summer Dive który organizowany jest co roku. Jednak na An Cafe czekaliśmy tylko/aż (nie potrzebne skreślić) 2 lata. Niedługo potem, dowiedzieliśmy się, że kapela planuje trasę po Europie i tak spełniły się marzenia polskich Cafe-kko, bo już za  miesiąc grupa wystąpi w Krakowie. Z okazji nadchodzącej trasy koncertowej, Antic wydał minialbum zatytułowany Amazing Blue. No i cóż, nawet gdyby nowe utwory kompletnie by mi się nie spodobały, to i tak będę miała przyjemność wysłuchać je na żywo, bo koncertu lukrowych chłopców sobie nie odpuszczę :). 

Nie będę ukrywała, że przez te 2 lata An Cafe stało się dla mnie odległe Może to dlatego, że zespół był pierwszym japońskim zespołem jakiego zaczęłam słuchać i znudzona, chciałam poznać inne brzmienia japońskich artystów. Jednak, kiedy usłyszałam o koncercie w Polsce, ogarnął mną sentyment do tej kolorowej, pozytywnej grupy. Pewnością jest, że w Krakowie usłyszymy piosenki z Amazing Blue, a ja z pewnością nie mogę określić jednoznacznie tego wydawnictwa. Z jednej strony możemy usłyszeć dźwięki, za którymi się stęskniłam, tych wesołych, pozytywnych melodii. Jednym słowem Harajuku Rock Dance. Z drugiej strony, liczyłam na jakąś zmianę u chłopaków, bo w końcu po trzydziestoletnich muzykach z doświadczeniem , można oczekiwać czegoś dojrzalszego. Sama jestem ciekawa, jaką odpowiedź dostane od Miku i reszty załogi w listopadzie. Słuchając Amazing Blue pierwszą propozycją jest piosenka o tym samym tytule. Z początku nie byłam przekonana co do niej, ponieważ słyszałam powtórkę z ostatniej pełnej płyty, lecz jej chwytliwy rytm okazał się bardzo zaraźliwy. I teraz mój apel...proszę, niech Amazing Blue będzie kawałkiem rozpoczynającym koncert!!  Zachwyciła mnie również solówka gitarowa i nie mogę się jej doczekać na żywo. Drugą kompozycją jest Saki -Saku-. Od pierwszych dźwięków skojarzyła mi się z piosenką do openingu jakiegoś anime.  Brzmienie bardzo typowe dla japońskich popowych  piosenek, niestety, mnie nie zachwyciło.  Jednak największym rozczarowaniem było Bird No Higeki. Od początku słyszymy elektronikę, która obecna jest przez cały utwór, lecz najbardziej bolesny jest dubstep, które nie mogę znieść. Plusem natomiast są dobre i całkiem ostre gitary.  Przy Jibun Setsumeisho zwalniamy tempo i robi się bardziej nastrojowo.Ballada ma niezwykle ciepły klimat, do tego głos Miku brzmi bardzo ciekawe z tej propozycji. Podobają mi się również elementy pozytywki w tle. Tsuki ni  Murakumo Hana Ni Kaze rozpoczyna klawiszowo-elektronicznym miksem w tym przypadku bardzo trafionym. Utwór jest niezwykle dymaniczny, skoczny i zapewnie każdy rozrusza się przy tym kawałku na koncercie. Interesujące jest też zestawienie instrumentów w tej propozycji. Ciekawy jest też Bou K Mental Clinic, mający odrobinę rockowego pazura. Jest to chaotyczny kawałek z szybko wpadającym w ucho refrenem. Moją uwagę przykuły chórki w tle oraz bas Kanona, które niestety, mogło być więcej. Na koniec mamy pożegnanie z latem czyli Natsu No Owari. To spokojna kompozycja z lekkimi promykami słońca , przy której nie jednej fance zakręci się łza w oku. Jest to przepiękny utwór kończący krążek, a może nawet i koncert...

Co tu dużo mówić , An Cafe powróciło z wielkim powerem i w wielkim stylu jak zawsze. Ci, który mieli okazje obejrzeć któryś z koncertów , wiedzą, że An Cafe grają jeszcze lepiej na żywo, dlatego też spodziewam się wielu po nich. Sądzę, że te kompozycje na żywo będą brzmieć jeszcze ciekawej. Amazing Blue jest dla wszystkich. Dla tych który chcą poznać, ponieważ zawarte mamy tu typowe Harajuku Rock Dance, jak i dla starych fanów, który przypomną sobie za co pokochali An Cafe.  




sobota, 6 października 2012

Recenzja Oh Land-Fauna 10.11.2008


To, że w chłodnych, skandynawskich krajach krajach rodzą się niezwykle utalentowani artyści, chyba każdy  wie. Może nie odnoszą znaczących sukcesów komercyjnych, jednak mają o wiele ciekawsze brzmienie do zaoferowania niż  wielce popularni zachodni artyści.Jedną z tej elity, jest duńska wokalistka, która moim zdaniem zasługuje na większą uwagę szerszej publiczności. Poznajcie Oh Land i jej Faune.



Fauna to  pierwszy pełny album artystki, która doskonale łączy niezależny pop  z elektronicznymi wstawkami. Czasem można usłyszeć inspiracje muzyką klasyczną, którą jak sama Nanny Fabricius, bo tak brzmi jej prawdziwe imię i nazwisko, słuchała w młodości. Pierwszą propozycją na płycie jest Numb. Moim zdaniem był to dobry wybór na  początek, ponieważ kawałek pokazuje, że w twórczości Oh Land jest wiele dynamiki, wariacji muzycznych, "zwrotów akcji"  czy też chórków. Numb rozpoczyna się całkiem spokojnie po czym dostaje "kopa" i otrzymujemy typowe brzmienie muzyki tej Pani. Ciekawe też jest zakończenie, ponieważ po rosnącym napięciu, kompozycja niespodziewanie kończy się,  a oczekujemy jakiegoś punktu kulminacyjnego. Jedna z najbardziej emocjonalnych propozycji na albumie to Frostbite wykonany wraz z Clausem Hemplerem. W tym utworze urzeka dosłownie wszystko. Niebanalny tekst, poruszająca i nieco tajemnicza melodia i połączenie delikatnego kobiecego głosu z głębokim basem, tworzy niezwykły i jedyny taki klimat na płycie.Jeden z trzech moich faworytów. Piosenką promującą album jest Heavy Eyes. Jak to bywa z materiałem promującym, może i propozycja ciekawa i szybko wpadająca w ucho, jednak niknie przy innych utworach na płycie.Chciałabym się zatrzymać przy Koo Koo w którym od razu słychać inspiracje   naturą. Kompozycje trzeba traktować trochę z przymrużeniem oka, jednak nie można mu odmówić niezwykłej teatralności. Kolejnym moim cukiereczkiem jest I Found You. Z początku trochę pretensjonalny i tajemniczy , po czym magiczny refren, świetne chórki w tle i ciekawy fortepian, nie wiem czemu, ale kojarzący mi się w kabaretem. Przy I Found You można się rozmarzyć. Następnie mamy piękną balladę Release Me, która jest na pewno ulubioną kompozycją fanatyków głosu Oh Land, czyli w tym mnie. Wykonana przy akompaniamencie pianina wzruszająca, w podniosłym tonie,kompozycja świetnie współpracuje z śpiewem wokalistki i znów ciekawym chórkiem. Po wyciszeniu, czas przyśpieszyć tempo szybkim Namazu.Dla mnie szczególną uwagę przykuł tekst w którym piosenkarka nazywa siebie Japońskim demonem katastrof. W melodii mamy wiele płynnych zmian tempa, co powoduje, że utwór staje się ciekawszy, jak i Nanny najlepiej ukazuje swoje zdolności wokalne. Może to właśnie Namazu ma coś wspólnego z intrygującą okładką albumu.  

Fauna jest wydawnictwem pełnym ciekawych kompozycji składających się w jedną całość. Można zarzucić, że niektóre brzmią podobnie, jednak jak dla mnie, każda płyta musi mieć charakterystyczny i indywidualny klimat. Dużym plusem są też dojrzałe i przemyślane teksty.Wielu artystów mogłoby pozazdrościć takiego debiutu. Oczywiście można zapomnieć o tak samo dobrej (a może nawet i lepszej) drugiej płycie zatytułowanej po prostu Oh Land, ale o niej może kiedy indziej. Dla wszystkich fanów skandynawskiego indie i fanatyków elektro-popu gorąco polecam Oh Land.                


Tracklista:

1.Numb

2.Still Here

3.Frostbite

4.Heavy Eyes 

5.Postbite The Bad

6.Koo Koo

7.Audition Day

8.I Found You

9.Release Me

10. Namazu

11.Alive/Awake

12.Deep Sea
            
Moje Faworyty :


                                      

niedziela, 30 września 2012

Coś o nagich i sławnych- The Naked and Famous

Skład zespołu od lewej: Thom Powers, Alisa Xyaylith, Jesse Wood,  Aaron Short  i David Beadle

Moją uwagę przykuł ostatnio zespół o jakże interesującej nazwie The Naked And Famous. Formacje tworzy  piątka młodych Nowozelandczyków. W muzyce zespołu możemy usłyszeć świeży powiew  post-punka z electro-, indie-popem, a ich  inspiracją są lata osiemdziesiąte. Pierwszym pełnym albumem  Passive Me, Aggressive You z promującą go piosenką Punching in the dream został wydany ponad 2 lata temu, jednak najbardziej popularny utwór to  Young Blood. To ta kompozycja mnie zauroczyła i rozpoczęła moją przygodę z zespołem.Co ciekawe, często piosenki  kapeli pojawiają w popularnych amerykańskich serialach, a szczególnie tych młodzieżowych takich jak Plotkara, Pamiętniki Wampirów czy Skins. Gorąco polecam zapoznanie z twórczością tego energicznego i młodego (pod każdym względem) zespołu. 




sobota, 22 września 2012

Nowicjusz Tom Odell

Nie dużo o nim wiadomo, nie ma szerokiej dyskografii, a jednak czaruje.Mowa o młodym artyście, Tomie Odell pochodzącego z Wielkiej Brytanii.Tom nie ma zbyt wiele kompozycji na swoim koncie, bo zaledwie 2, jednak, jeśli tak brzmi jego debiut, to zniecierpliwością czekam na jego pierwszą płytę. Another Love   i Sense  to dwie nostalgiczne, melancholijne, ale jakże piękne kompozycje w których trudno nie oprzec się interesującemu głosowi wokalisty.Szczególnie polecam tą pierwszą.  Z jego oficjalnej strony www.tomodell.com możecie pobrać za darmo,  dwa wcześniej wspomniane utwory. Naprawdę nie zwlekajcie, bo warto, a ja upominam się o więcej.

sobota, 15 września 2012

Recenzja:The Gazette-Division 29.08.12

Szósty album japońskiego zespołu The Gazette był oczekiwany z pewną dozą niepokoju. Premiera krążka odbyła się zaledwie dziesięć miesięcy po wydaniu albumu Toxic, który bardzo podzielił fanów grupy. W internecie jest wielu zwolenników nowego TG, który uważają, że granie tego samego  przez 10 lat nudziłoby i wróżyłoby koniec zespołu. Jednak są i tacy, który sądzą, że brzmienie gazet straciło swój urok, a nowe kompozycje nie zachwycają jak wcześniej. Trudno się nie zgodzić w obywu przypadkach, jednak chłopaki w Division znaleźli złoty środek.        

Słuchając Division miałam wrażenie jakby zostały zawarte na nim cząstki z wszystkim poprzednich albumów. Płyta ma dwie strony. Nowe ostro-elektroniczne i dobrze nam znane brzmienia, a podział widoczny jest na limitowanej wersji. Ja jednak zajmę się regularnym wydaniem. Na początku mamy chaotyczne intro [Xl]. Osobiście bardzo nie lubię intra i outra, ponieważ są dla mnie banalnym zapełnieniem  Śmieszy mnie, jak czytam w prasie czy w internecie, że "...na krążku znajdują się AŻ 12 propozycji...". Pierwszym pełnym utworem jest Gabriel On The Gallows komponowany przez Uruhę. Po pierwszych dźwiękach przestraszyła mnie trochę powtórką z Toxica, lecz za wcześniej oceniłam ten utwór. Głos Rukiego, a właściwie angielski jest znacznie lepszy niż na poprzednich wydawnictwach. Do tego chwytliwy refren, ostre gitary i mamy esencje Division. Bez szału, ale znośnie. Następnie słuchamy piosenki Derangement, do której zespół stworzył chyba najbardziej kontrowersyjny PV w ich karierze.Robactwo, krew, wymioty i erotyka wizualnie towarzyszą kompozycji pełnej growlu i elektronicznych wstawek. Przy Dripping Insanity odpoczywamy od elektro, a sam utwór przypomina mi starsze brzmienie. Ciężkie gitary dobrze współpracują z melancholijnym głosem wokalisty, który śpiewa o nieszczęśliwej miłości . Yoin, nie będę ukrywała jest moim ulubieńcem. Skomponowana muzyka przez Aoia i tekst autorstwa Rukiego przypomina mi ballady zawarte w Dim'ie, w moim ulubionym albumie grupy. Pomure gitary budują napięcie, abyśmy w refrenie mogli rozmarzyć się przy emocjonalnym śpiewie Pana Takanori. Do tego mamy niezłą solówkę gitarową.Jedyne czego brakuje piosence to... jeszcze jednej minuty. Naprawdę żałuje, że Yoin nie jest dłuższy. Czas na kawałek, który jest łudząco podobny do Shivera, czyli Ibitsu. Utwór jest typowo singielowy, więc jest on powtórką z ostatnich kilku singli.Tak samo jak utwór, nudny jest też teledysk do niego, ponieważ w przeciwieństwie do Derangement, nic szczególnego się tam nie dzieje.Bez braku sumienia, że obeszło nas coś ciekawego, możemy od razu przeskoczyć do kolejnej propozycji nazywanej Kagefumi. Jest to ballada takiej, jakiej możemy spodziewać się po The Gazette,  a że ballady w ich wykonaniu zawsze są doskonale wykonane, tu też nie będziemy zawiedzieni. Kołysząca melodia i ciepły głos Rukiego tak czarują, aż zasmuciło mnie to, że niespodziewanie nadszedł koniec. Nadal jednak zostajemy przy bardziej subtelnym brzmieniu, bo przez nami Kago No Sanagi. Kawałek  rozpoczyna się znakiem rozpoznawczym The Gazette, czyli damskim chórkiem. Od razu milej zrobiło mi się w sercu, słysząc kompozycje jak gdyby z Stacked Rubbish. Szczególnie spodobał mi się moment z akustycznymi gitarami w tle. Delikatny powrót do przeszłyści przyćmiewa Hedoro.Energiczny i niezwykle melodyjny utwór, przysporzył mi wiele wizji na to, jakby brzmiałoby to w wersji koncertowe. Inrygujące gitary i możliwości wokalne Rukiego na pewno spowodują, że Hedoro będzie kolejnym obowiązkowym tytułem na koncertach. Następnie możemy się wsłuchać pełniej wersji piosenki, która była wykorzystana w krótkim promo albumu. Attitude, które choć jest dla mnie miksem Headache Man z Venomous Spider's Web, to nie znaczy, że słyszymy tzw. odgrzewanego kotleta. Dużo elektroniki, ciężkich gitar, cyfrowo zmodyfikowany głos rukiego, growl, częsta zmiana tempa, powoduje, że utwór jest niezwykle chaotyczny, jednak przy tym bardzo ciekawy. Ostatnim numerem na Division jest Requires Malfunsion.Bardzo mnie zaskoczyła mnie dynamika kawałka. Po dość chwytliwym i nieco popowym refrenie następuje szybka zmiana na ciężkie gitary i dobry growl. To tworzy całkiem interesującą i szybko wpadającą w ucho propozycje kończącą album. Outro to znów pełne elektroniki [Melt].


Nie będę ukrywać, że nie polecam Division osobą, które nie jeszcze nie znają brzmienia The Gazette. Lepiej na początek przyjrzeć się dyskografii bez dwóch ostatnich albumów. Jednak po rozczarowaniu jakim był Toxic, tego albumu naprawdę mile się słucha. Jedyne czego mogę  teraz chcieć, to żeby było mi dane wysłuchać tych kompozycji... na żywo.      

                  

niedziela, 9 września 2012

Recenzja: Florence & The Machine- Between Two Lungs 15.09.2010

Reedycja płyty Lungs z 2009.r jest jeszcze bardziej dopieszczona i jeszcze bardziej zachęcająca do słuchania  niż jej pierworodna wersja, dlatego też ktoś, kto obejdzie się obojętnie, wobec tego wydania, będzie żałował.
Krążek rozpoczyna się znanym, nie tylko fanom grupy, kawałkiem Dog Days Are Over. Utwór mający dwa teledyski, jest typowym brzmieniem dla Florence & The Machine.Następną propozycją jest jest inspirowane Alicją z Krainy Czarów, Rabbit Heart (Raise It Up).Dalej mamy delikatne w tekście i w dźwiękach I'm Not Calling You A Liar  oraz nostalgiczne Howl. Bardziej dynamiczniej dzieje się przy Kiss With A Fist, która jako jedyna ma w sobie rockowy pazur.Szybka melodia i humorystyczny tekst napisany przez 17-letnią wówczas Florence, powoduje, że kompozycja wyróżnia się na tle innych, harmonijnych utworów.Teraz zatrzymujemy się przy moim faworycie. Girl With One Eye, w oryginale wykonana przez Ludes, świetnie pokazuje zdolności wokalne Florence, przy akompaniamencie ponurych gitar.Jak dla mnie jest to najbardziej intrygująca i interesujące propozycja na płycie.Wspaniałe bębny słyszymy w Drumming Song, a tytułowe Between Two Lungs mimo skromnych dźwięków, zawsze działa na mnie pozytywnie. Cosmic Love, My Boy Builds Coffins i Blinding to piosenki które najmniej wbiły się w gust, mogłabym powiedzieć, że są dla mnie nużące.Znów mamy mojego faworyta czyli Hurricane Drunk. Uwielbiam tekst, melodie, instrumenty i ogólne brzmienie tej kompozycji. Pierwsze Cd kończy się na również znanej piosence You've Got The Love.
Druga płytka zaczyna się od  rockowego  Heavy In Your Arms, znanego z trzeciej części Sagi Zmierzchu: Zaćmienie. Następnie słuchamy koncertowe You Got The Ditree(!) Love w trochę innej wersji, bo obok wokalu Florence występuje rap, wykonany przez Dizzee Rascal'a. Pomino iż duet nietypowy i niespodziewany, wolę oryginalną wersje. Remix Hurricane Drunk może i powoduje pewien niedosyt refrenu, jednak jest genialny chilloutowy numer. Nic, tylko zamknąć oczy i zrelaksować się.
  Dalej mamy dwie dynamiczne kompozycje Strangeness&Charm oraz Swimming, które na płycie występują tylko w wersji live. Remix piosenki Dog Days Are Over mnie nie zachwycił.Ciągle powtarzane kwestie wokalistki są dla mnie męczące, a sam remix brzmi jakby był wykonany przez amatora. Po rozczarowaniu nadchodzi ulubiona cześć  dla mnie i wszystkich fanów wokalu piosenkarki. Florence w wersji  akustycznej wykonuje Drumming Song, Girl With One Eye,Hurricane Drunk, Dog Days Are Over ,My Boy Builds Coffins oraz Hospital Beds.  

Dla tych który nie znają jeszcze twórczość Florence&The Machine szczególnie polecam ten album.Indie popowo-rockowe z harmonią w tle kompozycje oczarują starszych i młodszych, wymagających i nowicjuszy,  wystarczy tylko zamknąć oczy i posłuchać
    

sobota, 8 września 2012

At the start...

Pomysł na blog przyszedł z nudów, kiedy to chciałam znaleźć zajęcie na dłuższy czas. Dlatego pisanie (może) tego bloga będzie dla mnie przyjemnością. Jestem osobą, która uwielbia poznawać i słuchać muzykę, dlatego też chciałam swoje przemyślenie na dane wydawnictwo gdzieś zapisać. Czego słucham? Bardzo trudne pytanie, bo można powiedzieć, że wszystkiego po trochu. Przede wszystkim to muzyka alternatywna, indie oraz j-rock czyli  nie wszystkim znany japoński rock. Jednak na ogół podróżuje po wszystkich gatunkach, od pop-u do metalu.Jedynymi gatunkami muzycznymi, których nie ruszam to techno, hip-hop i reggae. Czemu egoistyczna ...?? Ponieważ pisząc własne opinie, nie myślę czy inni zgadzają się ze mną. Ile słuchaczy tyle opinii. Moje recenzje czy inne wypowiedzi będą subiektywne, ale jeśli ktoś będzie mieć odmienne zdanie, to chętnie posłucham. Blog, myślę że będzie ewoluował w czasie, kiedy uda mi się go rozkręcić. Na razie trudno jeszcze powiedzieć co wyjdzie z mojego pomysłu, jednak będę szczęśliwa, jeśli chociaż grupka osób poświęci  chwilkę czasu na moje subiektywne wypociny :)        

Inne posty