niedziela, 18 listopada 2012

Relacja z koncertu An Cafe 13.11.2012. Kraków



I stało się! Po sześciu miesiącach czekania,od czasu informacji o koncercie, spełniły się największe marzenia polskich cafe-kko i 13 listopada w krakowskim Klubie Studio wystąpił jeden z najpopularniejszych zespołów  z Japonii, An Cafe. Doskonale pamiętam moment, w którym dowiedziałam o koncercie. Informacja napisana DUŻYMI LITERAMI , że Antic Cafe odwiedza nasz kraj, wprawiła mnie w  euforię, lecz sama nie dowierzałam w to co czytałam.Szczególnie, że jeszcze parę dni wcześniej, nikt nie przypuszczał, że zespół może wznowić działalność.  Kiedy przyswoiłam sobie tą wiadomość, a mój wyjazd został oficjalnie zaakceptowany przez sfery wyższe (rodziców), nie było dnia bez myśli o nadchodzącym koncercie. Zaczęły się przygotowania. Rozmyślanie co tu by wymyślić, aby wyróżnić się na tle innych krajów, odliczenie dni do tego wydarzenia  i z masą różnych innych pomysłów dzielili się nawzajem polscy fani. Och, jakże to był przyjemny okres. I aż smutno się robi na myśli, że to już za nami. Chciałoby się, aby ten czas trwał i trwał. Albo żeby koncert nigdy się skończył. Niestety, zostały tylko piękne wspomnienia...

Ale wszystko od początku...



Przed klubem pojawiłam się godzinę przed wpuszczaniem, czyli o około godziny 17.30. Sądzę, że nie było potrzeby stania i zamarzania na śmierć przez kilka godzin, no chyba, że ktoś chciał podpatrzeć, jak członkowie zespołu przemierzają drogę od autokaru do tylnych drzwi klubu.Aby umilić sobie tą ostatnią godzinę czekania, fani nawoływali a to ''Nyappy'', a to imiona chłopaków. W pewnej chwili, punktualnie o 18.30 drzwi zostały otwarte, a ja popłynęłam wraz z falą pchających się za mną ludzi. Mimo iż wydawało mi się, że stoję całkiem niedaleko, przygnieciona do ściany blisko drzwi wejściowych, aby wejść, musiałam najpierw odnaleźć moją zaginioną w  tłumie rękę  Wejścia bywają ekstremalne, naprawdę. Kiedy już znalazłam się w środku, następna kolejka ustawiła się już do szatni.Ja jednak skierowałam się w stronę sklepiku, gdzie można było zakupić bluzki, bluzy, kalendarzyki, najnowszy minialbum Amazing Blue i jeszcze kilka innych upominków. Z ograniczonym budżetem zakupiłam bluzkę i naklejki z logiem zespołu dla moich koleżanek. Gdy już weszłam na salę usiadłam na schodach i spojrzałam na zegarek. Została jeszcze godzina...
 
* Kompletnie nie pamiętam kolejności granych utworów, więc w tekście mogą pojawić się błędy co do tego.


Równo o dwudziestej przyciemniono światło, ucichła grająca wcześniej muzyka i każdy już wiedział, że nadchodzi ten moment. Zaczęło się intro, Cafe-kkos zaczęli krzyczeć i piszczeć, na scenę jako pierwszy wbiegł Teruki. Ukłonił się publiczności, zajął swoje miejsce, a za nim wkroczył wyluzowany Yu-ki, potem Kanon, Takuya oraz oczywiście Miku. Za chwilę potem chłopcy zaczęli grać pierwszy kawałek Maple Gunman przy którym widownia już od razu zaczęła skakać i śpiewać. Niestety, we znaki wdało się też fatalne nagłośnienie, które nieco psuło efekt.Po jej zakończeniu  Miku krzyknął "Halo Polska", co niezwykle miło przyjęli fani. W tej samej chwili ktoś z widowni obok mnie krzyknął "Takuya". Muzyk uradowany, obdarzył nas szerokim uśmiechem. Od razu udało się zauważyć, że chłopcy są radośni i mają ochotę z nami tego wieczoru poszaleć.Szczególnie Miku, którego mimika twarzy i ruchy sceniczne były zabójcze oraz Yu-ki, który cały czas skakał, machając jedną ręką w górze.Czasem nawet miałam wyrażenie, że spadnie z podwyższenia na którym stał.  W najbliższym czasie zespół zagrał znane utwory takie jak Kakusei Heroism,  Wagamama Koushinkyoku czy Tekesuta Kousen. Prawdziwą niespodziankę chłopcy przygotowali w piosence Takaido. Po wiwatowaniu imienia jednego ze członków zespołu, muzyka ustała, światła padały na konkretnego muzyka, a on lepiej lub gorzej, z kartki czy bez zaczął mówić PO POLSKU.Pierwszy był Teruki'' Halo Polska!Czekaliście na nas? My także, więc zapraszamy na An Cafe Show !'' Publika oszalała, ja także.Zaraz po przerwie muzycznej był Yu-ki. "Cześć Polska! Cieszę się, że jestem tutaj." Bawcie się dobrze. Jego akcent był genialny, naprawdę.Kanon, choć mój ulubieniec (kogoś to dziwi?), nie popisał zdolnościami do języków obcych.Basista prawdopodobnie zapomniał tekstu, ale żeby się nie skompromitować,  szybko wymyślił pomysł, aby fani wiwatowali jego imię."Who I Am?" pytał się Kanon.Publiczność nie była mu dłużna, po czym podziękował przesłodkim "Thank You", które wszystko rekompensowało (jak dla mnie :)). Następny był Takuya. Jego głos wzbudzi u mnie jeszcze szerszy uśmiech."Jak się bawicie? Ja także!"- brzmiało uroczo.Na koniec został Miku, który powiedział " I can't speak Polska", co wywołało jakże radosny odzew na sali. Resztę wystąpienia powiedział po japońsku, jednak o dziwo, chyba większość obecnych zrozumiała. Pozdrowił nas głośnym "Konnichi-wa', powiadomił, że bardzo mu się u nas podoba oraz, że się dobrze bawi.Dla fanów największe znaczenie miało  ostatnie zdanie, w którym wokalista ogłosił, że "My heart leaps for Polska". Po tym pięknym wystąpieniu, zakochani w Polsce chłopcy zagrali "My heart leaps for C', co jak się potem okazało, nie było grane na innych koncertach z tej trasy. Czyżby grali ja specjalnie dla nas? Później pokołysaliśmy się przy dźwiękach Jibun Setsumeisho,  szaleliśmy przy "Nyappy In The World 4" oraz usłyszeliśmy największy hit zespołu czyli "Escapims". Kolejną rozmową wokalisty z publicznością było pytanie, kto jest najbardziej ECCHI ;p. Częściowo u fanów wywołało to pozytywny śmiech, częściowo jeszcze głośniejszy pisk. Kiedy Miku skierował rękę na Kanona, a fani zaczęli wykrzykiwać jego imię , ten skromny facet zaczął sprzeciwiać się, machając przecząco rękami. Gdy publiczność skandowała "Takuya'', gitarzysta z uśmiechem pewnego siebie człowieka, wskazał na swą osobę. Zwycięzcą w tym pojedynku został jednak Yu-ki, co zostało potwierdzone przez Miku. Na środek wyszedł keybordzista, a to mogło zwiastować jedno, Amazing Blue. Wokalista wraz z Yu-kim po prostu roznieśli scenę. Trzymając z rękach niebieskie gwiazdki, skakali, tańczyli i śpiewali z taką energią, aż pomyślałam , skończy się to upadkiem na widownię jednego z nich.Panowie nie zwalniali tempa, zagrali Snow Scene, a na koniec tej cześci wykonali hit nd hitami, Cherry Saku Yuuki . Po utworze gitarzyści rzucili swoje kostki w stronę fanów. Teruki ukłonił się publiczności i An Cafe zeszło na chwilę ze sceny.


Przerwa trwała maksymalnie dwie minuty. Chłopcy przebrani w takie same koszulki jakie mogliśmy zakupić w sklepiku, po raz drugi powitali swoich fanów. Miku trzymał w ręce pluszaka. To oznaczało że nadszedł czas na Duck No Magical Adventure. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni  wyborem piosenki, której nie spodziewali się usłyszeć.W pewnym momencie, podczas pokazywania swoich umiejętności wokalnych, Miku wyciągnął czerwony, dmuchany (chyba) młotek  którym zaczepiał rozbawionych fanów. Jakby tego było mało, po wylaniu na siebie pół butelki wody , Tsukiyama zaczął polewać nią również fanów, którzy nie protestowali. Niektórzy mieli okazję złapać butelkę  po tej wodzie. Ja również , jednak mój refleks pozostawia wiele do życzenia. Nagle chlast, Miku biegał po scenie już bez koszulki.Nawet nie mogę pojąć, jak szczęśliwa musi być fanka, która ją złapała. Zbliżamy się do pięknego momentu, który na zawsze zostanie w  pamięci wszystkich Cafe-kkos. Miku wziął polską flagę, zaczął paradować z nią na scenie, jednocześnie wołając "Arigato"i "Aishiteru". Wymachiwał ją tak energicznie, że przez przypadek zahaczył flagą grającego obok Takuye, jednak wysłał szybko w jego stronę zwięzłe "Gome''. Jakże zapadł mi w pamięć ten moment :). W trakcie przedostatniej piosenki Bonds Kizuna, pojawiło się morze czerwonych chustek. Po koncercie dostaliśmy nawet pochwały na twitterze przez Terukiego za zorganizowanie takiej akcji. Koncert zakończył niezwykle radosny kawałek, Smile Ichiban Ii Onna. Mimo tego,że skakałam i śpiewałam wraz z zespołem, ogarnął mnie smutek ,że najważniejsze dotychczas wydarzenie muzyczne w moim życiu dobiega końca. Na koniec  członkowie zespołu poprosili  abyśmy chwycili się za ręce i na raz, dwa, trzy, zawołali "Tiramisu". Początkowo fani nie zrozumieli, o co chodzi i panowie musieli ponowić próbę. Za drugim razem poszło o wiele lepiej. Trzymając  wysoko polską flagę, prosili również nas o pamiątkowe zdjęcie. Miku, Kanon , Teruki, Takuya i Yu-ki jeszcze przez długi czas żegnali się z fanami, dziękując, machając lub otulając się flagą Polski. An Cafe zeszło ze sceny i tak zakończył się jedyny koncert w Polsce.

Podsumowując...

Plusy:

-Za całokształt.Panowie grali na żywo tak dobrze, a może nawet i lepiej, jak na nagraniach.
-  Za wybór piosenek. Osobiście jestem fanką "starego" An Cafe, jeszcze za czasów Bou, więc lista była trafiona w dziesiątkę. Poza tym zespół zagrał największe hity, więc każdy je znał.
-Za kontakt z publicznością. Było tego co nie miara. Przecież komunikowali się z nami w naszym języku !
-Za swobodę. Chłopcy nie udawali i byli po prostu sobą. Śmiali się i wygłupiali razem z nami
- Za  zorganizowanie fanów. Podziękowania należą się tu  polskiemu Street Team-owi, chociażby za zorganizowanie   akcji z czerwonymi szalikami

Minusy:
-  Nagłośnienie. FATALNE!
-  Miasto. Sama nie narzekam, bo  jestem ze śląska, więc na koncert miałam blisko, jednak wiele osób z drugiego końca Polski nie mogło się wybrać taką wycieczkę do Krakowa. Myślę, że frekwencja mogłaby być większa, gdyby zespół grał w Warszawie.
-Dzień koncertu. Środek tygodnia też nie sprzyjał, aby pojawić się na koncercie.
-Brak czasem odzewu fanów. Zamiast wysłuchać i wykonać prośbę, któregoś z muzyków, niektórzy fani woleli bezsensu piszczeć




   

2 komentarze:

  1. Czekam, aż ja będę mogła osobiście napisać taką recenzję. Ale pewnie minie długo, zanim gdziekolwiek pojadę T_T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz skojarzyłam, kto tu się kryję za tym pseudonimem ^^^^ Oj, nie mów tak, bo na kolejny idziemy razem, a ja nie chcę żeby to długo trwało :)

      Usuń

Inne posty